ORP KOMENDANT PIŁSUDSKI
Kanonierka - Polska Marynarka Wojenna - II wojna światowa
Polskie kanonierki ORP GENERAŁ HALLER i ORP KOMENDANT PIŁSUDSKI.
Polskie kanonierki GENERAŁ HALLER  i  KOMENDANT PIŁSUDSKI.


Wspomnienia dowódcy kanonierki ORP KOMENDANT PIŁSUDSKI, Mieczysława Jacynicza

W dniu 1 września 1939 r. staliśmy ocumowani (ORP KOMENDANT PIŁSUDSKI i ORP GENERAŁ HALLER) prawą burtą przy
ostrodze wejścia do basenu Marynarki Wojennej.
ORP BAŁTYK stał po drugiej stronie wejścia. W porannych godzinach
zarządzono alarm przeciwlotniczy i podano komunikat o zbombardowaniu bazy Morskiego Dywizjonu Lotniczego w Pucku.

Atak lotniczy na basen Marynarki Wojennej w Gdyni zaskoczył mnie na molo. Widziałem trafienie bombą i zatonięcie
ORP
MAZUR oraz motorówki NUREK. Mijając ORP GENERAŁ HALLER zarządziłem natychmiastowe odbicie i wyjście w morze obu
kanonierek. W tym momencie od wschodu nadleciały sztukasy i rozpoczęły atak na
ORP BAŁTYK oraz na moją grupę. Bomby
kładły się wzdłuż mola południowego, zasypując piaskiem i odłamkami molo oraz okręty. Uruchomiono obronę przeciwlotniczą.
Podniosłem sygnał „szyk torowy" i wyprowadziłem grupę z portu, trzymając się wschodniej   strony awanportu. Ciężkie pociski
artylerii pancernika
SCHLESWIG HOLSTEIN kładły się w północno-zachodniej części awanportu, nie osiągając basenu
Marynarki Wojennej.

Po opuszczeniu awanportu poszliśmy na wschód, starając się zostawić z prawej burty
ORP GRYF i ORP MEWA, które stały na
redzie. Na podejściu do
GRYFA rozpoczął się drugi atak sztukasów na ten okręt. Samoloty niemieckie podchodziły do ataku z
kierunku południowo-zachodniego, rzucając wiązki bomb po 5 sztuk naraz (1 większa czarna i 4 mnniejsze koloru stalowego).
Mijając
ORP GRYF zauważyłem banderę opuszczoną do połowy, którą na moich oczach znowu podniesiono do góry. MEWA
była z prawej burty GRYFA, zasłonięta jego kadłubem. Po zorientowaniu się, że ORP GRYF stoi unieruchomiony, dałem całą
wstecz i zbliżyłem okręt do rufy
GRYFA celem wsparcia go ogniem przeciwlotniczym. ORP GENERAŁ HALLER  minął mnie i
zatrzymał się w okolicy dziobu
GRYFA, biorąc również udział w obronie przeciwlotniczej. Wszystkie zrzuty bomb nurkowców
kładły się już tylko kilkanaście metrów za rufą
GRYFA. Sądzę, że załoga samolotów nie wytrzymała nasilenia ognia
przeciwlotniczego z czterech okrętów, i z tego powodu zrzuty bomb były przedwczesne. Potwierdzeniem mego przypuszczenia
była wiadomość, że samoloty wracały z nalotu mocno podziurawione. Włączenie się mojej grupy do obrony przeciwlotniczej
okazało się o tyle skuteczne, że
ORP GRYF nie doznał już nowych uszkodzeń i strat. Wskutek dużego zużycia amunicji
musiałem zarządzić ogień krótkimi seriami, dopiero po rozpoczęciu nurkującego lotu przez samoloty nieprzyjacielskie. W ten
sposób starczyło amunicji na odparcie wszystkich lotniczych ataków. Gdy skończyły się ataki lotnicze, a było ich kilka,
GRYF
ruszył z miejsca i odszedł całą mocą motorów kursem na Hel. Swoją grupę kanonierek poprowadziłem również w kierunku na
Hel, ale bardziej na północ. Po kilku minutach załoga zwróciła moją uwagę na ruch na rufie
ORP GRYF. Przez lornetkę
spostrzegłem, że wyrzucają miny do wody. Nie wierzyłem własnym oczom, znając dobrze dowódcę okrętu komandora ppor.
Stefana Kwiatkowskiego, człowieka odważnego i obowiązkowego. Następnego dnia wyjaśniło się, że komandor ppor.
Kwiatkowski zginął już podczas pierwszego ataku niemieckich samolotów.

Po odejściu
ORP GRYF jeden z oficerów zameldował, że w korytarzu prowadzącym do komory amunicyjnej pełno jest żrącego
dymu i czuć spalenizną, skutkiem czego obsługa komory amunicyjnej opuściła stanowiska. W oczekiwaniu nowych ataków
bombowców nie mogłem opuścić mostku, wydałem więc tylko rozkaz użycia masek gazowych i powrotu na stanowiska bojowe.
Po pięciu minutach zameldowano, że spalił się... odbiornik radiowy w mesie oficerskiej i że wszystka jest w porządku. Pożar
spowodowało niewyłączenie odbiornika dostosowanego do zmiennego prądu 220 V. W ruchu kanonierka posługiwała się
prądem stałym 110 V. Następnie mieliśmy znowu atak bombowca. Wyczekałem na moment rozpoczęcia lotu nurkowego i wtedy,
zwiększając szybkość okrętów, rozkazałem zmienić kurs; pierwszy okręt zmienił kurs na prawo, a drugi na lewo; bomby upadły
na naszym poprzednim kursie. Po dojściu pod półwysep Hel poprowadziłem grupę na wolnych obrotach wzdłuż półwyspu, w
oczekiwaniu rozkazu lub wyjaśnienia sytuacji w Gdyni. Sprawdziłem, czy nie ma strat w ludziach i uszkodzeń na okrętach;
stwierdzono tylko odłamki bomb w maszynie i na mostku dowódcy, przy tym cały okręt był osypany piaskiem z dna morza, gdyż
walka toczyła się na małych głębokościach. Do zachodu słońca panował już spokój. Wobec zapada-jącej mgły poszedłem pod
Juratę i kilkadziesiąt metrów od mielizny brzegowej rzuciłem kotwicę.
ORP GENERAŁ HALLER uczynił to samo, lecz stanął bliżej
mielizny. W nocy kilkakrotnie obok nas przechodziły niemieckie patrole kutrów torpedowych przeszukujących zatokę. Po
północy z kierunku Jastarni wyłonił się statek idący w stronę Helu. Wymijając
GENERAŁA HALLERA prawą burtą osiadł na
mieliźnie brzegowej. Był to
ORP SMOK, który przewoził komandora por. Hryniewieckiego i innych oficerów z Jastarni do
wojennego portu na Helu. Po bezowocnych próbach samodzielnego zejścia z mielizny, dowódca
SMOKA, chorąży Antoni
Sobczyk poprosił o pomoc. Podniosłem kotwicę, podałem hol i po dłuższej pracy maszyn udało się ściągnąć
SMOKA na
głęboką wodę.

Po spędzeniu nocy na kotwicy, ze wschodem słońca rozpoczęliśmy na nowo wolny ruch wzdłuż Helu w oczekiwaniu na rozkaz.
Przed południem był jeszcze jeden atak bombowca z rzutem bomb, ale bezskuteczny — wymanewrowaliśmy tak samo, jak i
przedniego dnia.

Po południu 2 września 1939 po dojściu na redę Jastarni zrobiłem zwrot na Hel, i wówczas zameldowano „peryskop w lewo
przed dziobem". Spojrzałem w stronę i zobaczyłem peryskop powoli posuwający się na przecięcie mego kursu. Pierwsza myśl:
"W tym obszarze nie  ma naszych okrętów podwodnych, a nie meldowano, aby wracały z morza, więc może być tylko wróg; ale
wróg nie pójdzie do ataku ze stale wysuniętym peryskopem; lepiej zaryzykować, niż zgubić własny okręt podwodny". Wydałem
rozkaz: „Utrzymywać peryskop na celowniku dział". Oficer artylerzysta prosił o pozwolenie strzelania.
Przyznaję, czułem wielką pokusę, aby dać ognia. Miałem mokrą koszulę z podniecenia, ale powstrzymałem się przed atakiem.
Skierowałem okręt dziobem na peryskop, zdecydowany przejść nad kioskiem. Okręt podwodny nie dochodząc przecięcia się
kursów, wynurzył kiosk i zobaczyłem
RYSIA pod dowództwem kpt. Aleksandra Grochowskiego. Odczułem, radość a
równocześnie zmęczenie spowodowane napięciem nerwów. Chwyciłem megafon i zawołałem: „Co Pan zrobił, mogłem Pana
zatopić!". Dowódca  
RYSIA odpowiedział: „Wiedziałem, że nie będzie Pan strzelał pochopnie". Po czym poprosił, abym wszedł
do Jastarni i dowiedział się, gdzie jego okręt ma uzupełnić ropę, wyjaśniając jednocześnie, że przez radio nie może połączyć się
z dowództwem. Skierowałem więc okręt do portu Jastarnia , przekazałem prośbę kpt. Grochowskiego i poprosiłem o rozkazy dla
mnie. Po opuszczeniu Jastarni otrzymałem rozkaz semaforem: „Ropa z
PODHALANINA. Kanonierki do rybackiego portu Hel.
Zameldować się w dowództwie Hel". Po wejściu do portu rybackiego Hel otrzymałem pisemny rozkaz: kanonierki rozbroić, załogą
i uzbrojeniem obsadzić port rybacki Hel. Rozkaz wykonałem, a 4 września, na rozkaz dowódcy obrony Wybrzeża kmdr.
Frankowskiego, dołączyłem do załóg zlikwidowanych okrętów, stacjonujących w Juracie.

W  FACTA NAUTICA  także:

- ORP KOMENDANT PIŁSUDSKI  -   ORP GENERAŁ HALLER -
________________________________________________________________  

-
FACTA   NAUTICA -
dr Piotr Mierzejewski, hr. Calmont
 
Obejrzyj kolekcję starych pocztówek, z których większość ma ponad 100 lat !!!
-   MARYNARKA WOJENNA     -     STATKI     -     OKRĘTY     -     WRAKI    -    MARYNARKA HANDLOWA     -