|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
- MORZE | MARYNARKA HANDLOWA | STATKI | OKRĘTY WOJENNE | WRAKI | MARYNARKA WOJENNA | ŻEGLUGA -
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wojciech T. Pyszkowski
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Drobnicowiec m/s ADOLF WARSKI miał, podobnie jak większość statków handlowych, 12 miejsc pasażerskich. -
|
Statek handlowy może mieć maksymalnie 12 miejsc pasażerskich i z reguły tyle ma. Miejsca te są przeznaczone dla tych, którzy chcą podróż do miejsca przeznaczenia urozmaicić sobie pobytem na statku, lub dla tych, którzy wykupili sobie miejsce na rejs okrężny, np. w celach turystycznych i przy okazji poznać życie na zwykłym statku.
Pasażerów można z grubsza podzielić na wścibskich, polemizujących (w tym krytycznie) i przyjacielsko bratających się z załogą. Wszystkie te grupy łączy jedno – obowiązkowa wizyta na mostku.
Kapitanowie z reguły odradzają załodze zbyt bliskich kontaktów z pasażerami.
Postaram się przedstawić poszczególne grupy pasażerów, przytaczając poniższe przykłady. .
|
|
m/s ADOLF WARSKI
|
W nocy miałem „psią wachtę”, od północy do czwartej rano. Najpierw stałem z olbrzymią lornetką, wypatrując pozycyjnych świateł płynących statków i obserwowałem ich echa na ekranie radaru. Potem przez godzinę sterowałem, utrzymując kurs 282°. Dotychczas byłem przyzwyczajony do wielkiego koła sterowego na DARZE i hydraulicznej karuzeli na instrumentalnym statku ZENIT. Dlatego zaskoczyła mnie łatwość manewrowania malutkim, półokrągłym sterem i bez wysiłku, co jedną czwartą obrotu, z minimalnymi odchyleniami, utrzymywałem statek na właściwym kursie.
Pod koniec wachty zjawił się na mostku PASAŻER. Z gołą głową, w okularach, z wystającymi spod jesionki spodniami od piżamy. Na całym statku, tylko jeden, jedyny, entuzjasta, doktor filozofii. Płynął do Kalkuty.
Przebrnął przez ciemność i zaczął:
– To jeszcze Bałtyk? Jaka śliczna noc! Cudownie! Bałem się, że zaśpię i rano już nie zobaczę Bałtyku.Prowadzę dzienniczek podróży. Chcę napisać książkę. To wspaniale
|
|
Salonik dla pasażerów na m/s ADOLF WARSKI.
|
być na TOWAROWYM statku i widzieć pracę załogi! Wspaniały statek. Motory, szum motorów. Pracują bardzo dyskretnie, aż przyjemnie słuchać. To żywa istota!
Pomyślałem sobie, że mógłbym zaprosić go na rufę. Ciekawe, co by wtedy powiedział…
Łaził wzdłuż i wszerz. Podszedł nawet do steru i wskazał palcem powtarzacz żyrokompasu.
– Dlaczego to się tak obraca?
– Dlatego, że to jest powtarzacz żyrokompasu – wyjaśniłem.
– I on się tak ciągle obraca?
– Tak, ponieważ żyrokompas jest bardzo czuły i reaguje na każdą zmianę kursu. Dużo także zależy od umiejętności sternika.
– A gdzie jest sternik?
– Ja jestem sternikiem.
Zdębiał.
– Aha. A kurs skąd przychodzi? Na pewno z nawigacji?
– Kurs mamy odczytany z mapy i musimy go trzymać.
– To odczytuje go oficer DYŻURNY?... Wyjątkowa pogoda, jak na Bałtyk. Jeszcze zupełnie nie kołysze. Wspaniała widoczność! Zresztą, w ogóle nie ma mgły…
Wywołał dyskretne milczenie i pobłażliwą tolerancję.
Postanowiłem jednak delikatnie wyprowadzić go z błędu, wyjaśniając, że nawet spora fala wywołuje niewielkie kołysanie statku, że aktualna widoczność jest raczej słaba, bo nie przekracza trzech mil, co nie jest bezpieczne, bo światła pozycyjne innego statku powinny być widoczne już z pięciu, a więc praktycznie jest teraz mgła, że branie wysokości sekstantem absolutnie nie jest przeżytkiem (o czym wspominał wcześniej), że odległość w nocy odczytuje się na ogół z radaru, a nie z wyimaginowanego dalmierza na lornetce, itd. itd. Podobno stał na mostku aż do siódmej rano.
|
m/s KOPALNIA MARCEL
Lubię wachty podczas postoju statku na kotwicy. Nic się nie dzieje, brak napięcia, nerwy i uwaga rozluźnione. Można nawet usiąść na kanapce i zdrzemnąć się trochę. Razem ze mną na mostku stoi marynarz, który powiadomi mnie gdyby coś się działo.
Siadam więc na kanapce i zamierzam zamknąć na pół godzinki oczy. Słyszę jednak, że ktoś nieproszony wchodzi do sterówki. Rozpoczyna rozmowę z marynarzem. Niski głos, starannie formułowane zdania, uprzejmy śmiech. Rozpoznaję pasażera, który wybrał się z nami w rejs okrężny. Reporter z kamerą i aparatami fotograficznymi. Pozornie jest poza nami – neutralny obserwator. Nie wierzę jednak, żeby w ciągu tych kilkunastu dni pobytu nie wyrobił sobie o matrosach własnego zdania. Zresztą, nie obchodzi mnie, co myśli o mnie byle szczur lądowy.
Zamykam znowu oczy i marzy mi się Monika w gorącym słońcu. Zawsze pojawia się w podobnych chwilach, kiedy długo nie jesteśmy ze sobą. Wystarczy króciutkie przymknięcie powiek. Ma aksamitne, gładkie ciało, pokryte delikatnym meszkiem. Monika podchodzi do mnie i wyciąga rękę. Jej dotyk czuję bardzo wyraźnie. Tak wyraźnie, że otwieram natychmiast oczy. Przede mną stoi pasażer.
– Przepraszam, że pana obudziłem – mówi – ale chciałbym zobaczyć, jak to wszystko wygląda na mapie.
Wstaję niechętnie i prowadzę go do nawigacyjnego stołu. Czy każdy pasażer musi tak strasznie nudzić? Przychodzą, zarażeni tą swoją ciekawością i pytają, pytają bez końca. Na jednym ze statków przyszła na nocnej wachcie pasażerka. Zapachniała perfumami, postała przy oknie i zaćwierkała słodko: «Dlaczego tu tak ciemno? Dlaczego panowie nie oświetlają przed sobą drogi?». Reporterowi należy się jednak wyrozumiałość. Pokazuję mu więc mapę z planem redy i portu.
– Tu jest basen portowy – tłumaczę – a tu nasza pozycja. W tym miejscu w tej chwili stoimy.
Reporter pochyla się nad mapą. Jest człowiekiem około pięćdziesiątki. Przystojny, dobrze odżywiony. Zazdroszczę mu jego zawodu. Na pewno dużo zarabia i ma ciekawą, twórczą pracę. Przy okazji pozna kawałek świata, a taki rejs traktuje jak przyjemną przerwę w ustabilizowanym lądowym życiu.
|
– Czy pan pierwszy raz płynie na statku? – Pytam.
– Byłem już raz w rejsie. – Pasażer z przyjemnością podchwytuje rozmowę. – Płynąłem do Narviku, też oczywiście w celach zawodowych.
– Pana praca jest chyba bardzo atrakcyjna.
– Atrakcyjna... może tak, ale przy tym bardzo odpowiedzialna. No i oczywiście trzeba ją polubić, żeby czerpać z niej prawdziwe zadowolenie i właściwe korzyści. Nerwowa praca...
Przechodzimy do sterówki i opieramy się o parapet pod rzędem okien na forszocie.
– ...a poza tym – kontynuuje myśl – wymaga ciągłego napięcia i wewnętrznej dyscypliny.
– Zazdroszczę panu tej pracy.
– Chyba pan żartuje? Przecież pański zawód jest znacznie atrakcyjniejszy. Prawdziwie męski zawód. Przyznam się panu, że zawsze marzyłem o tym, żeby pływać. Nawet zdawałem egzaminy do ówczesnej Szkoły Morskiej, ale los rzuca człowiekiem jak mu się podoba. I tak już pozostało. Jestem fotoreporterem z duszą marynarza. Może dlatego staram się wybierać do swoich podróży właśnie statek...
– Przesadza pan chyba z ta atrakcyjnością – przerywam mu. – Dla mnie to ciężki chleb powszedni. Widzi pan, nawet pobyt w porcie mnie nie bawi.
– Zauważyłem to. – Reporter kręci głową. – I to nie tylko pan tak mówi. Robicie wrażenie rozkapryszonych malkontentów. Przecież macie skarb w rękach, otwarte okno na świat. Nie wiecie, czym może być ta potworna stabilizacja na lądzie. Od tej szarzyzny każdy stara się uciekać. Ludzie marzą o tym, żeby wyrwać się chociaż na parę dni zagranicę, żeby odpocząć od tych drobnych, powszednich spraw, które w naszych polskich realiach potrafią zatruć każdą radość. Znam wasze argumenty, że tęsknota, że stagnacja, że za krótkie postoje w kraju. I rzeczywiście, są to argumenty ważkie. Ale przecież coś za coś, jak to się mówi. Przecież życie nie składa się z samych przyjemnostek... Na morze chyba poszedł pan z własnej woli?
– Oczywiście, że tak, ale zupełnie inaczej to sobie przedstawiałem. Uważam, że pańskie wyobrażenia o naszym zawodzie są wypaczone przez niespełnione pragnienia. Chciałby pan być na moim miejscu, ale po prostu być to jeszcze nie wszystko. Trzeba się poczuć marynarzem, a to znaczy żyć wszelkimi związanymi z tym troskami, problemami no i radościami. Ale tych radości jest bardzo niewiele. Poznawanie świata to rzeczywiście urozmaicenie, ale od jakiej strony poznajemy ten świat? Przez pryzmat portowych miast i knajp. Na zwiedzanie zazwyczaj nie ma czasu, bo postoje w portach krótkie, a na wachtach trzeba być. Służba przecież obowiązuje każdego. Chyba pan nigdy nie pojmie źródła naszego «malkontenctwa», jak pan to nazwał. Wy, na lądzie, widzicie tylko jeden wielki plus naszego życia – poznawanie dalekich krajów. I to przesłania wam wszystko. Waszym zdaniem, człowiek, który dostąpił szczęścia wyrwania się poza granice Polski Ludowej, powinien dziękować Niebu do końca swoich dni. Ale my traktujemy nasz zawód jak normalną, szarą pracę. Cięższą od jakiejkolwiek, odpowiedzialną, a dreszczyk emocji dawno już minął. Statki są coraz większe, przeloty coraz dłuższe, postoje w portach nie przekraczają dwóch dób. Czy nie kojarzy się to panu raczej z dobrowolnym odseparowaniem się od świata? Dam panu przykład: rejs do Japonii na statku typu «Ziemia» trwa średnio 120 dni, z czego na postoje w portach przypada 6 dni, reszta to pobyt w morzu.
Pasażer jest niezadowolony.
|
Pasażer bratający się
|
m/s WARSZAWA
Jestem sam w kabinie i czytam listy. Po raz któryś z kolei wertuję trzyletnią korespondencję, którą zabieram zawsze ze sobą. Listy leżą w szufladzie, równo poukładane i ściągnięte gumką. Każdy z nich zawiera cząstkę prywatnej historii.
Lubię do nich wracać. Kładę się wygodnie na koi i po kolei czytam zakonserwowane słowa. Po dłuższej chwili litery zlewają się w szarą, jednolitą masę i ogarnia mnie sen. Także i teraz tańczą na zapisanych kartkach. Jestem na pograniczu rozbudzającej się wyobraźni. Słyszę jednak na korytarzu kroki.
|
|
Kabina przylega do niego jedną ze ścian. Kroki zbliżają się i zatrzymują przed drzwiami.
– Wejść! – odzywam się, uprzedziwszy pukanie.
Do kabiny wchodzi Zenek.
– Nie przeszkadzam? Potrzebna mi jest igła.
Znowu zamykają mi się oczy.
– Potrzebna mi jest igła!
– Jaka igła? – pytam niechętnie. – No wiesz, do szycia.
Zwlekam się z koi, wysuwam szufladę z szafki i daję mu tę igłę.
|
|
Salonik pasażerski na drobnicowcu m/s ORNETA. .
|
– Czego stoisz? Siadaj, skoro już jesteś.
Zenek jest w kolorowym plażowym kompleciku. Koszula ze lnu, krótkie rękawki i szorty. Wiem, że załoga nie powinna utrzymywać zbyt bliskich kontaktów z pasażerami. Mimo to, powtarzam:
– Siadaj, pogadamy.
– Słuchaj – mówi Zenek – jeśli ktoś będzie pytał, to znamy się już od dawna. Nie chcę ci robić przykrości.
– Jakich przykrości? Ostatecznie jestem dorosłym i wolnym człowiekiem. Mogę dobierać sobie towarzystwo według własnej woli…
|
|
|
Na mostku drobnicowca m/s BYDGOSZCZ. .
|
W kilka dni po rozpoczęciu rejsu przyszedł do mnie pożyczyć książkę. Usiadł na kanapie i położył głowę na oparciu. Długie, zręcznie zaczesane włosy zgrabnie zakrywały niewielką łysinę.
– Mam wiele nowych książek – powiedziałem – kupiłem je przed rejsem i jeszcze nie zdążyłem wszystkich przeczytać.
Podszedłem do półki i zacząłem zdejmować je po kolei.
– A może pan przeczyta „Skok”, Albertyny Sarazin? Doskonała rzecz. Była prostytutka i złodziejka napisała powieść o niezapomnianym, lirycznym klimacie. Język bardzo realistyczny… L`Astragale – dodałem.
– L`Astragale – powtórzył – L`Astragale.
– Tak. To po francusku znaczy „skok”. Tytuł oryginału.
Wziął do ręki książkę i przekartkował ją szybko.
– Wiesz… wie pan – poprawił się – to może być dobre… Właściwie to nie ma co robić na tym statku… Wymawiał słowa w charakterystyczny sposób, przeciągając śpiewnie końcówki. W niektórych częściach zdania zawieszał głos i robił wdech, odrzucając głowę do tyłu, jak człowiek, który ma wiele do powiedzenia.
– Jesteście jacyś dziwni, zamknięci w sobie. W ogóle nie utrzymujecie z sobą kontaktów. Teraz poznaję, że wasze życie to właściwie wegetacja. Obserwuję was od samego początku i właśnie do takiego wniosku dochodzę.
Co mam mu powiedzieć? Jest pierwszy raz na statku i do tego na statku handlowym. Wybrał się w podróż morską, ponieważ jest stosunkowo tania. Wysiądzie w jakimś porcie docelowym, podróż się dla niego skończy i znowu znajdzie się w świecie ludzi, którzy mu całkowicie odpowiadają. A my zostaniemy w rozciągniętym czasie, który jest z góry zaplanowany i wymaga dostosowania się do jego wymiaru. Zamknięcie Kanału Sueskiego spowodowało wydłużenie się wszystkich rejsów na Daleki Wschód o dwa tygodnie. TYLKO o dwa tygodnie…
|
|
– Dwa tygodnie! Mój Boże! I pan tak spokojnie o tym mówi?
O właśnie – cóż dla nas znaczy dwa tygodnie wobec rejsu, który trwa cztery miesiące?
– Widzi pan – powiedziałem – każdy chce na swój sposób jak najszybciej zabić ten czas. Idzie więc do kabiny, czyta książkę, śpi – i dodałem: – Nie radziłbym panu zbytnio ingerować w nasze życie.
– Pan jest pierwszy, z którym na ten temat rozmawiam –zastrzegł śpiesznie.
Mimo że chciałem być sam, pozwoliłem mu zostać. Moje myśli koncentrowały się wokół rzeczy, o których staramy się oficjalnie nie wspominać. Tymczasem rozmawialiśmy o tym wszystkim, o czym rozmawia się podczas pierwszej wizyty. Opowiadał o swoim zawodzie, odrzucając głowę i energicznie gestykulując. W pewnym momencie jego ręka opadła na moje ramię. Spojrzał na mnie pytająco.
– Mam w swojej kabinie rozpieczętowana butelkę. Sherry Cordial.
Trudno nie skorzystać z nadarzającej się okazji. Alkohol, nasz przyjaciel.
|
|
Przy radarze.
|
|
Piliśmy rubinowy płyn, nektar, przypominający krew. Idź więc złoto do złota! A ja myślałem o Warszawie, o spacerach i o mocnym uścisku, który powinienem czuć powyżej prawego łokcia. „Jak ty doskonale chodzisz pod rękę”… komu ja to mówiłem?
– Wiesz…, wie pan – zacząłem, ale przerwał mi.
– Nie, nie, doskonale! Mów mi po imieniu! Jestem Zenek.
I nagle napotkałem usta. Przez moment. Rozchylone i bezwolnie przygotowane do pocałunku. Trwało to tak krótko, że mogłem zatuszować tę dwuznaczną niezręczność. Wyciągnąłem do niego rękę i wymieniłem swoje imię. A potem stwierdziłem, kołysząc się nad kieliszkiem:
– Cholera Zenek, schodzę na ląd zaraz po tym rejsie!
Opadł na szeroki fotel. Jego długie, opalone nogi wystawały daleko na dywan. Zachłysnął się niewytłumaczalną, wyolbrzymioną radością:
– Jak ja to u ciebie lubię! Siedzimy, rozmawiamy sobie, a ty nagle stwierdzasz: „cholera, schodzę na ląd”!...
|
|
|
– Pamiętasz Zenek, jak wpadłeś do mnie pierwszy raz? Powiedziałem, że po tym rejsie zejdę ze statku.
– Pamiętam. No i co, nie przeszło ci?
– Raczej nie.
– I co ty będziesz robił na lądzie?
– Wszystko, tylko nie pływał.
Zenek patrzy na mnie z niedowierzaniem.
– Nie wierzę. Tylko tak mówisz, bo dopadła cię chandra. Obserwuję cię od jakiegoś czasu i widzę, że jesteś w dołku… Wiesz co? Mam w kabinie butelkę. Pójdę po nią.
– Nabierasz właściwych nawyków Zenek, ale zachowaj ją na później. O ile wiem, to na dole piją. Pójdziemy ich odwiedzić.
Idziemy na dół.
W kabinie, na końcu długiego korytarza panuje swojski bezład. Tomasz trzyma w ręku niebieski kartonik wyjęty z koperty.
– „Byłeś motylim powabem mojego życia” – czyta – „Byłeś motylim powabem”… Dlaczego BYŁEŚ?
Sięga po butelkę z piwem i wlewa połowę zawartości do gardła.
– Ona tutaj pisze wyraźnie: BYŁEŚ. Dlaczego BYŁEŚ?
Na stole stoi dziesięć pustych butelek po piwie. Tomasz upija się planowo i systematycznie.
– Przeczytaj dalej – proponuję.
– „Byłeś motylim powabem mojego życia, gdy upojeni latem, jesienią, całowaliśmy ostatnią z pereł blednącego czasu, a może miłości, rozłąkę”… Ona pisze wiersze.
Tomasz jest kompletnie załamany. Odbieram mu niebieski kartonik.
– Słuchaj, ty byłeś dla niej motylim powabem właśnie w tej chwili, którą ona opisuje. Wtedy, kiedy byliście razem. BYŁEŚ nie znaczy, że NIE JESTEŚ.
Nic nie trafia mu do przekonania.
Idiotyczne nieporozumienie.
– No, to otwieramy koniak? – pytam.
– Jaki koniak?
– Ten, który dał nam Wybicki z Mohammedii.
„Byłeś motylim powabem!”, śpiewamy. Z sąsiedniej kabiny stuka niecierpliwie w ścianę motorzysta. Z pewnością chce spać.
Robi się bardzo późno.
Idę do mesy i zapadam miękko w kołyszący się fotel.
– Słuchaj! – ktoś potrząsa moim ramieniem.
– Co?
– Powiedz, gdzie ja mieszkam? – Zenek ledwo stoi na wacianych nogach. Opiera głowę o moje czoło i dyszy wonią jałowca. Biorę go pod rękę i prowadzę długim korytarzem do jego kabiny, drugie drzwi na lewo, i układam na koi.
– Śpij!
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wojciech T. Pyszkowski
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Opublikowano 26 czerwca 2019
|
________________________________________________________________________________________
|
|
Facta Nautica dr Piotr Mierzejewski .
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|