_____________________________________________________________________
-
FACTA NAUTICA -
dr Piotr Mierzejewski, hr. Calmont
-   Marynarka handlowa -   |||   -   STATKI  i  OKRĘTY       -         MARYNISTYKA       -      MORZE  i  WRAKI   -   |||   -  Marynarka wojenna   -
Tatsunosuke ARIIZUMI (daty życia niepewne), dowódca japońskich
okrętów podwodnych w czasie II wojny światowej, zwany był przez
alianckich marynarzy Rzeźnikiem (The Butcher). Na ten mało
chwalebny przydomek zasłużył wydając rozkazy okrutnego mordowania
rozbitków pochodzących z alianckich statków.

Najlepiej udokumentowan jego zbrodniczą działalność z czasu, gdy
dowodził krążownikiem podwodnym
I-8, tj. w okresie od 15 stycznia
do 15 grudnia 1944. Ofiarami jego padły wtedy co najmniej 4 statki i
ich załogi:

s/s TJISALAK (5787 BRT), frachtowiec holenderski - 26.3.1944

s/s CITY OF ADELAIDE (6589 BRT) , frachtowiec brytyjski - 30.3.1944

s/s NELLORE (6942 BRT), brytyjski statek pasażerski - 29.6.1944               

s/s JEAN NICOLET (7176 BRT), amerykański statek typu 'Liberty' - 2.7.1944.

W 1945 roku objął dowództwo olbrzymiego okrętu podwodnego, I-
401
, klasyfikowanego niekiedy jako podwodny lotniskowiec. Był
wielkim zwolennikiem niezrealizowanej koncepcji bombowego ataku
wodnosamolotów z japońskich okrętów podwodnych na Kanał Panamski.
Rzekomo 30 sierpnia 1945 pozbawił się życia wystrzałem z pistoletu w swojej kabinie na  I-401. Nastąpić to miało po
poddaniu okrętu Amerykanom. Według członków załogi tej jednostki, jego ciało owinięte flagą japońską wrzucono do morza.
Brak jednak dowodów na jego samobójczą śmierć. Istnieje możliwość, że przeżył  kapitulację i ukrył się pod zmienionym
nazwiskiem.

W polskim piśmiennictwie dużo uwagi tej wyjątkowo odrażającej postaci poświęcił
Tadeusz M. Gelewski (1976). Cytuję
poniżej fragment jego książki, zawierający wybrane relacje rozbitków, którzy mieli szczęście ujść z życiem:

"Specjalnie okrutnie postąpił Ariizumi wobec rozbitków z amerykańskiego parowca
JEAN NICOLET (7176 RT brutto),
który wyszedł około 22 czerwca 1944 r. z Fremantle w Australii do Kalkuty. Po drodze statek miał przejść remont w
Kolombo. Na pokładzie statku znajdowało się 100 osób załogi oraz pasażerowie. 2 lipca statek znalazł się pomiędzy
archipelagiem Czagos a Malediwami. Był to właśnie rejon działania
I-8. Ariizumi zauważywszy statek dał rozkaz ataku. Było
to na pozycji 03
°02S i 074°30'E. Pierwsza torpeda wybuchła około godz. 19.05, trafiając statek między ładowniami nr 2 i
3. Eksplozja zerwała pokrywę luku nr 3, wybuchł pożar. Statek mocno się przechylił. Druga torpeda uderzyła od strony
prawej burty przy ładowni nr 5. Wówczas kapitan wydał rozkaz opuszczenia statku, co też wszyscy uczynili. Później
dołączył się do nich kapitan z pięcioma osobami.

JEAN  NICOLET nie chciał jednak zatonąć, wobec tego kapitan postanowił zbadać, czy ktoś nie pozostał na statku. Nagle
po strome prawej burty wynurzył się okręt podwodny, kierując działo na tonący statek. Wówczas kapitan szybko wyłączył
motor łodzi, by nie zdradzić obecności rozbitków i cicho, za pomocą wioseł powrócił do tratwy, na której znajdował się por.
Gerard V. Deal z czterema marynarzami.

Tymczasem okręt podwodny zaczął wyciągać z wody rozbitków. Pierwszy wprowadzony został na jego pokład 17-letni
chłopiec okrętowy. Zastrzelono go z miejsca, a zwłoki wyrzucono do morza. Pozostałych rozbitków związano powrozami i
drutami, bito i kopano. ,,Umilał" im to Ariizumi, mówiąc łamaną angielszczyzną o niegodziwościach Roosevelta. Wreszcie
okręt podwodny zauważył łódź kapitańską i powoli skierował się w jej stronę. A oto dalszy przebieg wydarzeń według
opowiadania marynarza McDougalla:

,,Gdy okręt podwodny zbliżył się do nas, zsunęliśmy się do wody z przeciwnej strony i przywarliśmy do tratwy. Przez
pewien czas nie mogliśmy się zorientować dokładnie, co się dzieje. Widzieliśmy tylko, że okręt podwodny płynie do tyłu i
słyszeliśmy serie z karabinów maszynowych [...] później okręt podwodny powrócił i oświetlił nas reflektorem. Wówczas
wdrapaliśmy się z powrotem na tratwę. Okręt podpłynął zupełnie blisko i rzucono nam linę. Pierwszy na pokładzie okrętu
podwodnego znalazł się Hess [marynarz z JEAN NICOLET], ja byłem drugi. Pozwolili nam wchodzić na pokład tylko
pojedynczo, na śródokręcie po lewej burcie przy kiosku. Gdy wdrapałem się na.pokład, kazano mi zdjąć kamizelkę
ratunkową i podnieść ręce do góry [...] Kiedy tak stałem z uniesionymi rękami, jeden z marynarzy japońskich upatrzył sobie
mój zegarek. Ściągnął mi go z ręki. Wtedy zauważył pierścień, próbował go ściągnąć z palca, lecz siedział on zbyt mocno.
Wyciągnął nóż. Gdy wydawało się, że już odetnie palec — udało mu się zdjąć pierścień".

Tymczasem okręt podwodny zebrał 96 rozbitków. Trzem rozbitkom, mimo ostrzału, udało się ukryć na jednej z tratw.
Następnie okręt zbliżył się na odległość około 800 jardów (około 730 m) do
JEAN NICOLET i oddał do niego trzy strzały.
W owym czasie rozbitkowie znajdowali się na przed nim pokładzie okrętu podwodnego, mocno związani powrozami i drutem.
Kazano im siedzieć ze skrzyżowanymi nogami i głowami opuszczonymi w dół tak, by broda dotykała klatki piersiowej. Po
chwili japońscy marynarze zaczęli wyprowadzać rozbitków, jednego po drugim, na tylny pokład poza kiosk. Żaden z
wyprowadzonych już nie wracał. Jednemu z rozbitków, okrętowemu cieśli, udało się niepostrzeżenie zerknąć za kiosk. Tam
ujrzał, jak właśnie mordowano 18-letniego marynarza nazwiskiem King. Kilkakrotnie pchnięto go bagnetem w brzuch i
zrzucono za burtę. Taki los spotkał 60 rozbitków umieszczonych na rufie. Z grupy tej uratowało się tylko 3, wśród nich
zastępca głównego mechanika, Charles E. Pyle, oraz artylerzysta Butler. Z ich relacji wynika, że rozbitków katowano
przed zamordowaniem. Pyle'owi, po obrabowaniu i związaniu, kazano usiąść na przednim pokładzie.

,,Gdzieś około północy zabrano mnie i zaprowadzono na rufę. Zauważyłem po drodze, że działa pokładowe zostały
zabezpieczone. Na pokładzie okrętu podwodnego pozostało jeszcze 35 rozbitków z naszego statku.
Gdy znalazłem się na tylnym pokładzie zobaczyłem, że załoga japońska zabawiała się w coś, co przypominało dawne indyjskie
[chyba raczej «in-diańskie»] praktyki przepędzania przez rózgi: rozbitkom kazano przechodzić pomiędzy dwoma szeregami
marynarzy japońskich uzbrojonych w pałki, pręty żelazne i inne tępe narzędzia, a gdy ci nieszczęśnicy dotarli już do końca
dwuszeregu, spychano ich lub strącano uderzeniem do morza. «Zabawa» ta trwała już oczywiście jakiś czas, zanim przyszła
kolej na mnie. Licząc na oko, każdy szereg składał się z 13—14 marynarzy. Zatrzymałem się na chwilę, aby ocenić sytuację;
w tym samym momencie otrzymałem straszliwy cios w nasadę głowy. Potem zaczęto mnie popychać naprzód — jak odbijaną
piłkę — między dwoma szeregami marynarzy japońskich; na moją głowę i korpus spadł grad ciosów; Japończycy bili różnymi
przedmiotami, byłem jednak zbyt ogłuszony, aby rozpoznać, czym uderzali. Później doktor powiedział mi, że w trakcie tego
przepędzania przez dwuszereg zostałem cięty bagnetem lub szablą. Gdy dotarłem do końca dwuszeregu, upadłem w coś, co
okazało się białym spienionym morzem".

A oto fragment relacji artylerzysty Butlera:

,, Wkrótce zabrali i mnie na tył okrętu podwodnego, gdzie za kioskiem stało w szeregu 8 czy 10 Japończyków uzbrojonych
w szable, pałki i kawałki ołowianych rurek. Jakiś Japończyk zatrzymał mnie i usiłował kopnąć w żołądek. Drugi ugodził mnie w
głowę żelazną rurką. Inny znów ciął mnie szablą nad okiem. Po drugim cięciu szablą udało mi się wyrwać i wyskoczyć za
burtę. Nie straciłem wprawdzie przytomności, ale sporo czasu musiało upłynąć, zanim jakoś przyszedłem do siebie, bo
zobaczyłem wówczas, że okręt podwodny już odpłynął, chociaż ciągle jeszcze było go widać [...] Fale zaczęły mnie znosić w
kierunku statku, ale akurat w tym czasie z okrętu podwodnego ponownie zaczęto do niego strzelać. Obawiałem się, że
zobaczą mnie i zaczną strzelać, zawróciłem więc i popłynąłem w inną stronę".

Podczas masakrowania rozbitków I-8 wolno krążył wokół płonącego JEAN NICOLET. W tym samym czasie na przednim
pokładzie okrętu podwodnego McDougall, Hess i kilku innych ciągle oczekiwali swej kolejki. Nagle rozległ się głos klaksonu
— sygnał do zanurzenia. Japońscy marynarze szybko zbiegli na dół i zaryglowali włazy; Amerykanie zrozumieli, że
przeznaczono im śmierć przez zatopienie. Jednak rozbitkom udało się uwolnić z więzów i odpłynąć. W trakcie bowiem
dwugodzinnego oczekiwania na swą kolej Hess pracowicie skrobał paznokciami krępującą go linę; w końcu tak ją osłabił, że
w krytycznym momencie bez trudu ją przerwał. Ponadto w kieszeni znalazł nóż, który Japończycy przegapili podczas
rewizji i za jego pomocą szybko uwolnił towarzyszy niedoli.

McDougall, Hess i 16 pozostałych rozbitków pływali prawie do świtu. Potem podpłynęli do
JEAN NICOLET, który ciągle
jeszcze utrzymywał się na powierzchni. Na statku znaleźli zaplątaną w osprzęcie tratwę. Nim statek ostatecznie zatonął,
zdążyli jeszcze spuścić tratwę na wodę. Przebywali na niej do południa następnego dnia. Zostali szczęśliwie zauważeni
przez kanadyjski samolot, który ściągnął pomoc. Rozbitków uratował indyjski patrolowiec
HOXA. Spośród 100 osób załogi i
pasażerów ocalało ogółem tylko 22 rozbitków.

Ariizumi zatopił kilka statków, brak jednak informacji, czy w podobnie okrutny sposób mordował załogę. Trudno
przypuścić, aby tylko
TJISALAK  i JEAN NICOLET były wyjątkami. Wszak w tym samym okresie zatopił też na przykład
brytyjski parowiec
CITY OF ADELAIDE (30 marca1944 r.), czy również brytyjski parowiec NELLORE (29 czerwca
1944 r.)."
Tatsunosuke ARIIZUMI
Zobacz także w Facta Nautica:
           

|
Zbrodnia na marynarzach HMS E13 | Niski poziom moralny oficerów Royal Navy | Cud na okręcie podwodnym |