ORP WILK w opowiadaniu radzieckiego pisarza
|
|
|
|
 |
|
|
|
Rys. Adam Werka
|
|
|
---------Miesięcznik MORZE zamieścił na swoich łamach w listopadzie 1963 roku opowiadanie znanego radzieckiego pisarza, Władimira Bielajewa, zatytułowane "Uratowała nas mgła". Z redakcyjnego wstępu wynika, że autor "zetknął się w Archangielsku z polskimi marynarzami uratowanymi z zatopionego okrętu podwodnego JASTRZĄB. Przebywali oni na leczeniu w miejscowym szpitalu. Bielajew zaprzyjaźnił się z nimi, odwiedzał rannych, prowadził z nimi długie rozmowy i notował ich wspomnienia o przygodach na morzu". Na podstawie tych notatek powstało później parę opowiadań, a bohaterem jednego z nich był polski okręt podwodny ORP WILK. Przypomniane teraz w FACTA NAUTICA opowiadanie poświęcone jest głośnemu i kontrowersyjnemu wydarzeniu, jakim było rzekome staranowanie i zatopienie U-Boota na Morzu Północnym.
|
|
URATOWAŁA NAS MGŁA
--------Nigdy nie pomyśleliśmy wypływając z bazy, że ta cicha, czerwcowa noc, jasno rozświetlona pełnią księżyca, da nam takie gwałtowne przeżycia, że nie zapomnimy jej przez resztę życia. Nasz okręt podwodny zbliżał się bezgłośnie do akwenu patrolowania. Księżyc sypał garści srebrzystego światła na gładką powierzchnię morza, spokojnego jak nigdy. Tylko wałęsające się z rzadka po niebie nieduże obłoki zasłaniały go na krótko. Robiło się wówczas ciemno, morze szarzało, ale po kilku minutach znowu zapanowywała jasność. ---------Księżycowe światło, usiane niezliczonymi gwiazdami niebo, cichy szept fal, niejednego z nas znajdujących się na pomoście kiosku nastrajały marzycielsko. Przychodziła na myśl daleka ojczyzna, z mglistej dali wyłaniały się twarze bliskich. --------A tymczasem, w tej samej chwili zadumy, podkradł się do nas cichutko podwodny okręt wroga. Korzystając z tego, że księżyc oświetlał nas jak na dłoni, tak manewrował, byśmy niczego nie dostrzegli i zdołał się podsunąć całkiem blisko. Hitlerowskie wilki zapewne radowały się łatwą zdobyczą, bo przecież wszystkie szansę znajdowały się po ich stronie. --------I już, już szykowali się do wystrzelenia torped, które miały przynieść nam zagładę,gdy naraz ogromna, atramentowoczarna chmura zasłoniła księżyc. W tej nagłej ciemności faszyści stracili nas z oczu. --------My zaś na pomoście szybko oswoiliśmy się z mrokiem. Wachtowy oficer dostrzegł nagle wysuwający się z fal peryskop nieprzyjacielskiego okrętu podwodnego. Zamiary jego były dla nas jasne. Dowódcę mieliśmy dzielnego [był nim Bolesław Romanowski - przyp.FACTA NAUTICA], o błyskawicznej wprost orientacji. W mgnieniu oka skierował swój okręt dziobem wprost na hitlerowców. Nim zorientowaliśmy się na pomoście, co się dzieje, straszne zderzenie obu okrętów o mało nie wyrzuciło nas do wody. Rozległ się huk i zgrzytanie dziobu naszego okrętu po nieprzyjacielskim kadłubie. Poszycie lekkiego kadłuba rozpruło się jak papier i jednocześnie sprężone powietrze z rozerwanych zbiorników balastowych wyleciało z hukiem w powietrze. --------Hitlerowcy poszli na dno. jak przysłowiowy kamień, zostawiając po sobie na powierzchni jedynie wielką, tłustą plamę. My zaś wyszliśmy z tej przygody z niewielkimi uszkodzeniami, które co prawda później jeszcze napędziły nam nie lada strachu. --------Zbliżaliśmy się coraz bardziej do naszego sektora patrolowania. Punktualnie o pierwszej w nocy mieliśmy przekroczyć jego granicę wejściową. W tym samym czasie okręt podwodny, który tu patrolował przed nami, był obowiązany w myśl instrukcji, zawiadomić nas umówionym sygnałem, że opuszcza swe stanowisko. Tym razem zmienialiśmy okręt podwodny holenderski, lecz żadnego sygnału od niego nie otrzymaliśmy. Musieliśmy wejść do sektora bez sygnału. Wkrótce jednak sytuacja się wyjaśniła. Usłyszeliśmy w oddali silną eksplozję. Była to ostatnia wiadomość o Holendrze. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że to niemiecka korweta obrzucała go bombami głębinowymi. Holenderski okręt poszedł na dno. Dostrzegliśmy na czas nawodne okręty wroga i poszliśmy w zanurzenie. I trzeba dziwnego trafu, że hitlerowcy szukając zatopionego okrętu podwodnego natknęli się na nas! --------Urządzenia podsłuchowe powiadomiły ich, że silniki w głębinach nadal pracują. Wyobrazili sobie więc, że są to oznaki życia niedobitego Holendra i zaczęli z kolei obrzucać bombami głębinowymi — nas. Oczywiście wyłączyliśmy natychmiast silniki. Ale nic to nie pomogło. Bomby rozrywały się coraz bliżej. --------Wyłączyliśmy więc wszystkie pracujące z dźwiękiem mechanizmy, nawet wentylację i żyrokompas, i położyliśmy się ostrożnie na dnie. Staraliśmy się nic nie mówić i poruszaliśmy się cicho, jak widma. Część załogi grała w karty, starając się tym zajęciem odwrócić uwagę od tragicznej sytuacji. Przeciwnik zaś. rozwścieczony brakiem odgłosów, nie dawał nam spokoju i od czasu do czasu zasypywał morskie dno w naszym pobliżu bombami. ---------Wreszcie, po długotrwałym bombardowaniu, nastąpiła upragniona cisza. Poczekaliśmy trochę i zaczęliśmy kombinować: — A co będzie, jeżeli na początek uruchomimy wentylację? Staje się przecież coraz duszniej. ---------Jednakże zaledwie ją puściliśmy w ruch, hitlerowcy uchwycili ten zdawałoby się ledwie dosłyszalny szum i znów zaczęli rąbać w nas bombami. Okręt drżał i kołysał się od potężnych eksplozji. Można było teraz nawet krzyczeć i tak nikt nie rozumiał o co chodzi. Z każdą chwilą sytuacja stawała się coraz poważniejsza, jeśli nie wprost tragiczna. Akurat teraz uszkodzenia, które odnieśliśmy podczas staranowania U-Boota, zaczęły dawać znać o sobie. Do maszynowni zaczęła przesączać się woda. Brak powietrza coraz bardziej dawał się odczuwać. Wielu dostało zawrotów głowy, torsji i szumu w uszach. --------Co nam pozostało? --------Albo ginąć w męczarniach, albo wynurzyć się na powierzchnię i walczyć z wrogiem do ostatniego tchnienia. Innego wyjścia nie było. --------Dowódca dał rozkaz wynurzenia. Rzucono się gorączkowo do wypełnienia rozkazu, ale pomimo uruchomienia wszystkich mechanizmów i opróżnienia zbiorników balastowych okręt tkwił w miejscu. Trwoga ścisnęła nam serca. Okazało się, że okręt położył się w bardzo niedogodnej pozycji, zarywając się dziobem w grunt. Prócz tego muliste podłoże zaczynało nas wsysać, przeszło godzinę borykaliśmy się z okrętem, próbując go ruszyć z miejsca, ale wszystkie wysiłki były daremne. Wówczas dowódca kazał wszystkim marynarzom nie pełniącym służby skupić się na rufie, dodał maksimum sprężonego powietrza do balastów dziobowych i dał rozkaz: --------— Pełna w tył! ---------Gwałtowne szarpnięcie — i oto nasz okręt wylatuje, jak kula, dziobem ku górze na powierzchnię. ---------Jeszcze nie zdążył przybrać pozycji poziomej, gdy pada nowy rozkaz: ---------— Obsługa do dział! --------Marynarze, gotowi za łyk świeżego powietrza stanąć do nierównej walki z najgroźniejszym przeciwnikiem, wyskakują przez otwarty luk na pokład. ---------Co za cud? Znajdujemy się w tak gęstej mgle, że jeden drugiego o dwa kroki nie widzi. ---------Tak, gdyśmy w śmiertelnej trwodze leżeli na dnie, przysłuchując się wybuchom bomb, z których każda niosła nam śmierć, wiatr w samą porę pospieszył nam z pomocą. Przywiał może od naszych brzegów ojczystych białą jak mleko, gęstą mgłę. ---------Ta mgła, ten postrach marynarzy, stała się naszym wybawieniem. Dzięki niej drapnęliśmy spod samego nosa hitlerowskich ścigaczy i wróciliśmy szczęśliwie do bazy.
|
Z rosyjskiego przełożył L. Życki
|
|
Na stronach FACTA NAUTICA także:
|
< Nieudana próba uwolnienia ORP ORZEŁ > < Raport Bolesława Romanowskiego o zatopieniu ORP JASTRZĄB > < Fotoreportaż z budowy ORP RYŚ > < ORP SĘP w kampanii wrześniowej >
|
|
________________________________________________________________
- FACTA NAUTICA - dr Piotr Mierzejewski, hr. Calmont
|
|
|
|