_____________________________________________________________________
-
FACTA NAUTICA -
dr Piotr Mierzejewski, hr. Calmont
-   Marynarka handlowa -   |||   -   STATKI  i  OKRĘTY       -         MARYNISTYKA       -      MORZE  i  WRAKI   -   |||   -  Marynarka wojenna   -
Już ponad 50 lat minęło od wybuchu II wojny światowej. Czy w tych dniach
wrześniowych ktoś pomyśli o złożeniu choćby skromnej  wiązanki  kwiatów  na
grobie oznaczonym J.J. 459 w dalekim, szkockim mieście Dundee, w kwaterze
cmentarnej
Western Necropolis? Spoczywa tam dowódca ORP WILK -
komandor podporucznik Bogusław Krawczyk.

Zainteresowani historią polskiej marynarki wojennej znajdą opisy działań
WILKA i jego dowódcy  w  książkach  Jerzego  Pertka, Edmunda Kosiarza, jak
też innych,    o charakterze  belletrystyczno-pamiętnikarskim, napisanych
prze komandorów
Romanowskiego czy Kamickiego. Wydaje się jednak, że
postać komandora Krawczyka zasługuje na szersze i cieplejsze wspomnienie,
był to bowiem wybitny  żołnierz  Września  i  człowiek niemałego formatu.
Już w latach gimnazjalnych wyróżnia się jako doskonały uczeń o
wszechstronnych uzdolnieniach, a Oficerską Szkołę Marynarki Wojennej w
Toruniu kończy w 1928 roku z I lokatą. Otrzymuje wtedy z rąk prezydenta
Mościckiego tak zwaną Szablę prymusa.

Pierwsze lata służby na morzu wypełnione są pracą, ale nie pozbawione
atrakcji. Młody adept pływa we Flotylli Pińskiej, potem na okrętach
ŚLĄZAK,
ŻBIK, PODHALANIN kolejno zdobywając awanse.
"NASZE SYGNAŁY", będące pismem Stowarzyszenia Marynarki Wojennej wydawanym w Londynie,
opublikowały w 1992 roku artykuł wspomnieniowy o komandorze podporuczniku Bogusławie KRAWCZYKU.
Publikację tę, pióra p. Anny Kościelak, cytuję poniżej.
Por. mar. B. KRAWCZYK - promocja 1928
Tymczasem jako wysoko ceniony oficer znający biegle cztery języki, a przy tym odznaczający się miłym sposobem bycia,
wraz z przyjacielem ze
ŻBIKA  -  Feliksem  Jasłowskim  zostaje przydzielony   do   doborowej   załogi reprezentacyjnego
żaglowca. Żaglowiec ten bierze udział w regatach i służy do obwożenia ministerialnych osobistości odwiedzających wybrzeże.

Bogusław Krawczyk w sposób jakby naturalny zawsze wysuwa się na czoło w kadrze oficerskiej. Dlatego też on właśnie
dwukrotnie jest skierowany na szkolenie specjalistyczne do Francji. Kurs w 1931 r. w Szkole Marynarki Podwodnej w
Tulonie przesądza o jego związku do końca krótkiego życia ze służbą na okrętach podwodnych.

Życie jego ma jeszcze inny nurt -wewnętrzny, można by rzec, artystyczny i poetycki. Znakomicie gra na fortepianie
(przechowały   się   pamiątki   w   postaci ofiarowywanych mu przez przyjaciół nut), nieźle maluje, a ponad wszystkie te
zgoła niewojenne zamiłowania przedkłada pisanie wierszy.

Wiele wolnych chwil poświęca swojemu hobby - układaniu wierszyków okolicznościowych, opisywaniu rymami życia w
Dywizjonie. Te wierszowane obrazki czasem   wesołe, czasem owiane "chandrą", nieraz grafomańskie są wyrazem potrzeby
ducha i wrażliwości natury. I znów fama idzie o kapitanie Krawczyku - poecie, popularnie zwanym "Kubą". Wiersze o
codziennym życiu marynarzy trafiają do
Złotej Księgi Dywizjonu Okrętów Podwodnych jako zapiski kronikarskie.

Niestety, w zawierusze wojennej zaginęła
Złota Księga, kapitańskie żartobliwe rymy rozproszyły się "po ludziach". Część
zachował przyjaciel - F. Jasłowski, z niektórych skorzystał jako "motta" do kilku rozdziałów już po wojnie napisanej książki
Borys Karnicki.

1 września 1939 wszystko stało się nieważne oprócz obrony kraju.

Kapitan Krawczyk i jego załoga zostają wciągnięci w wojnę na Bałtyku. Jego załoga to obsada okrętu podwodnego
WILK,
którego dowódca zostaje mianowany w marcu 1939.

ORP WILK przeznaczony do stawiania min, zbudowany był w latach 1927-30 w stoczni francuskiej. Warunki zaokrętowania
około 50 ludzi w ograniczonej do 6 metrów szerokości przestrzeni, szczególnie w zanurzeniu się nieprawdopodobnie
uciążliwe. Udręka czy wręcz marazm życia na okręcie podwodnym w czasie  działań  wojennych  plastycznie  i wstrząsająco
opisuje niemiecki pisarz - były marynarz  
Kriegsmarine,  Lothar  Gunther Buchheim w znanej książce "Okręt".

WILK od pierwszego dnia wojny walczy w wyznaczonym przez dowództwo sektorze między Helem a ujściem Wisły - jest
to, niestety, rejon najsilniej patrolowany przez lotnictwo niemieckie.
WILK wciąż wypływa i usiłuje stawiać miny, lecz jest
okrętem zaciekle zwalczanym przez Niemców, nieustannie tropionym i bombardowanym. Załoga z uporem naprawia
uszkodzenia spowodowane niemiekimi bombami głębinowymi i wciąż stawia czoła nieprzyjacielowi. A dowódca?
Zachowanie dowódcy najlepiej określają słowa Jana Jaworskiego, najmłodszego wówczas członka załogi, obecnie
mieszkającego w Gdyni.

"Kapitan Krawczyk wciąż był na posterunku, widziało się go na stanowisku dowodzenia, przy peryskopie, niemalże dzień i
noc, ciągle na nogach. Zadawaliśmy sobie pytanie, kiedy ten człowiek śpi?"
 Niszczyć wroga - to było najważniejsze dla
dowódcy. Równocześnie zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności za los ludzki i dlatego właśnie stale "był na nogach", aby
czuwać nad wszystkim.

I znów, według słów Jaworskiego -
"wielkim umiejętnościom taktycznym dowódcy wielu ludzi z załogi zawdzięczało życie".

WILK w ciągi dwunastu morderczych dni i nocy walki na morzu zostaje mocno nadwyrężony... Zapas ropy gwałtownie się
wyczerpuje...

Wówczas dowódca Floty - kontradmirał Józef Unrug poleca polskiemu okrętowi podjęcie próby przedarcia się do Anglii. To
jedyna szansa przetrwania i kontynuowania walki u boku aliantów. Kapitan Krawczyk kieruje
WILKA w stronę Cieśnin
Duńskich. Przeprawa, szczególnie przez kanał Flin Trinne jest wręcz nieprawdopodobna - wąska i płytka cieśnina, strzeżona
przez pola minowe i patrolujące jednostki nieprzyjacielskie stanowi paszczę lwa. Przeprawa ta doczekała się wielu opisów
jako heroiczna. Po wyjściu na Morze Północne dowódca przesyła ostatnia depeszę na Hel:

"Przeszedłem Sund, gdzie ominąłem dwa kontrtorpedowce. Idę do Anglii. Niech żyje Polska!"

Polski tej już nigdy nie zobaczy...

Doprowadza   
WILKA   do   wybrzeży brytyjskich, gdzie przyjęty jest owacyjnie. Każdy mijany okręt angielski wita
polskich marynarzy trzykrotnym "hurrey"! Na większych okrętach podaje się przez rozgłośnię:

"Salute the brave Polish submarine!" (Salut dzielnemu polskiemu okrętowi podwodnemu).

Brytyjczycy   podziwiają   wspaniałe kwalifikacje nawigacyjne i bojowe polskich marynarzy.
WILK jest na ustach
wszystkich... Na dowódcę i załogę wkrótce sypią się odznaczenia polskie i brytyjskie. Generał Sikorski   dekoruje   
kapitana   Krawczyka Krzyżem Walecznych, król Jerzy VI przyznaje mu wysokie odznaczenie
Distinguished Service Order.
Pierwszy polski okręt, który przedarł się do Anglii budzi wielkie zainteresowanie - wiele osobistości wizytuje bazę -
między innymi emigracyjny prezydent Raczkiewicz, jak też rodzice obecnej królowej Elżbiety II - Król Jerzy VI i Elżbieta.

Po okresie euforii i krótkim remoncie  włącza się znów z pasja do akcji na morzu - najczęściej wychodzi na patrole w
kierunku  wybrzeży  norweskich.  Niestety, jednak, okręt zaczyna zawodzić... Po każdym wyjściu w morze wraca do bazy
poturbowany i musi być odstawiony do coraz poważniejszych remontów. Młoda załoga stara się wypełnić przedłużające się
okresy stacjonowania w porcie Dundee rozrywkami i nawiązywaniem kontaktów towarzyskich - zwłaszcza, że miejscowe
szkockie dziewczęta przepadają za polskimi marynarzami. Kadra oficerska niecierpliwi się i zaczyna przemyśliwać, jakby
tu zdobyć sprawniejszy, nowy okręt?

A komandor Krawczyk bardzo przywiązany do
WILKA z nadzieja i uporem dogląda jego kolejnego remontu. Tymczasem
admiralicja w Londynie   postanawia   wykorzystać  jego elokwencję, doświadczenie i solidność, zlecając różne misje
specjalne. I tak w czasie któregoś z kolei "leczenia ran"
WILKA po zmaganiach na morzu komandor Krawczyk wyjeżdża do
Szwecji jako emisariusz rządu londyńskiego w sprawie internowanych tam polskich okrętów. Wyjazd  ten   staje się
nieoczekiwanie początkiem osobistego dramatu.

Zabiegi pozostałych oficerów
WILKA o nowy okręt zostają uwieńczone sukcesem. Podczas nieobecności dowódcy załoga
zostaje podzielona i część jej przechodzi na darowany przez Anglików okręt, który otrzymuje polska nazwę
SOKÓŁ.
Po  powrocie  ze  Szwecji   komandor Krawczyk nie umie pogodzić się z sytuacja -ciosem jest dla niego rozbicie załogi poza
jego plecami, niewiarygodne wydaje się lekkie rozstanie kolegów - oficerów z
WILKIEM, który był dla niego skrawkiem
Polski. Ciężko przeżywa wieści dochodzące z Londynu o ewentualnym wycofaniu tego okrętu z walk i przeznaczeniu na
szkolenie załóg. Cierpi tymbardziej, że pozostała na
WILKU załoga nie narzeka na sytuację - wręcz przeciwnie... Dundee
jest miastem pełnym pokus... Pojawiają się problemy z utrzymaniem dyscypliny. Ambitny dowódca żyje w coraz większym
napięciu. Kontakty z admiralicją są też czasem kontrowersyjne.

Nagle 19 lipca 1941 roku odbiera sobie życie. Zostaje znaleziony z kulą w sercu, obok telefonu z wiszącą słuchawką...
Z kim i o czym rozmawiał ?... Miał wtedy tylko 35 lat...

Bolesław Romanowski pisze w książce "Torpeda w celu":

"Tajemnicę swej decyzji zabrał ze sobą do grobu. Zbyt kochałem i szanowałem tego prawego, dzielnego
człowieka, aby snuć domysły, co spowodowało, że mając 35 lat targnął się na swoje życie? Na honorze jego nie
było plam, życie wiódł czyste i uczciwe. Był dobrym dowódca, szanowanym i lubianym przez wszystkich
podwładnych. U przełożonych miał bardzo dobra opinię. W mieście Dundee był postacią popularna i zaskarbił sobie
przyjaźń i sympatię wielu obywateli tego miasta i okolicy. Pogrzeb   komandora   Krawczyka   był prawdziwą
manifestacją uczuć i miłości, jakimi darzyli  go  oficerowie,  podoficerowie  i marynarze stacjonujących w Dundee
okrętów brytyjskich, norweskich i francuskich, a także władze miejskie i ludność miasta."

Pozostał na zawsze na Wyspach Brytyjskich wierny staremu WILKOWI, z którym przeszedł swój morski szlak bojowy.
Okręt ten po latach eksploatacji jako jednostka   ćwiczebna   4   flotylli   został sprowadzony w 1951 roku do Polski i
pocięty na złom.

SOKÓŁ i inne okręty z polskimi załogami odnosiły sukcesy w II wojnie światowej - losy ich dowódców po zakończeniu wojny
były różne. Wszyscy uznani są za bohaterów narodowych. Należałoby choć chwila refleksji uczcić także dowódcę
WILKA -
kmdr ppor. Bogusława Krawczyka - "Kubę".

P.S. Kilka lat temu ktoś ze znajomych rodziny miał okazję odwiedzić grób w Dundee. Na płycie leżały świeże kwiaty,
przewiązane szarfa z napisem: "Od członka Załogi".