Facebook Facta Nautica
Facta Nautica - Internetowy Magazyn Nautologiczny
 
-   MORZE   |   MARYNARKA HANDLOWA   |   STATKI   |   OKRĘTY WOJENNE   |   WRAKI   |   MARYNARKA WOJENNA   |   ŻEGLUGA   -
       
Z kapitańskiej skrzyni Roberta Zahorskiego
   
       
       
       
       
- Pod algierską banderą -
Kapitan ż.w. ROBERT ZAHORSKI-
 
  Kpt. ż.w. Robert Zahorski
MV AURES. Photo: Patrick Hill ,1987, Rotterdam
18 lipca 1987 roku: MV AURES (IMO 7333846)
w Rotterdamie. Fotografia: Patrick Hill.
AURES w Antwerpii w dniu 11 lipca 1999 roku.
Fotografia: Adrian Ford.
Statek powstał w stoczni Schlichting-Werft, Travemünde (nr budowy 1363). Położenie stępki: 16 czerwca 1973.
Wodowanie: 28 września 1973. Pojemność: 4932 BRT. Nośność: 7435 DWT. Prędkość: 15,5 w. 10 bomów ładunkowych.
Wymiary: 116,7 x 17,3 x 7,5 m. W sierpniu 2003 przeszedł pod banderę Kambodży jako ZEINA J.
 
 
Pływanie pod obcymi banderami kiedyś było marzeniem każdego marynarza. To była praca za prawdziwe
pieniądze. W czasach PRL była tylko jedna droga. Paszport służbowy. Aby go uzyskać, trzeba było mieć zgodę
polskiego armatora, czyli dostać urlop bezpłatny, zwykle na dwa lata. Kiedy armator taki urlop udzielił
składało się papiery do „Polservisu”, który szukał pracy u obcych, Oczywiście za stosowny procent od płacy.
Był to monopolista, który nie był dla nas tani.
Dostałem taką zgodę w 1981 roku.
.
CNAN
Pierwszy armatorem był CNAN,
Compagnie Nationale
Algeriene de Navigation
. Państwowa firma w Algierii.
Do pracy u tego pojechała duża grupa polskich
oficerów, PMH. Trafiłem na statek AURES,
drobnicowiec 7435 DWT, pływający pomiędzy portami
Algierii a Europą Zachodnią do portów akwenu Morza
Północnego. Nazwa statku pochodzi od góry w Algierii.
Załogą szeregową byli Algierczycy, oficerska to
cudzoziemcy, ale także i Algierczycy. Armator chciał
pozbyć się Jugosłowian. Nie bez racji uważał, że go
zwyczajne okradali. Jak wszędzie umożliwiał to
państwowy zarząd firmy, w których zarząd i urzędnicy
też kradną. W porównaniu z PŻM skala korupcji była w
CNAN niebotyczna. Ponieważ armator usuwał
Jugosłowian seryjne, było dużo pracy dla nas, Polaków.

Nie znam języka francuskiego, który był używany w tej
firmie. Oficerowie algierscy znali język angielski jako
tako, ale szeregowa załoga prawie nie.Największym
problemem były dla mnie sprawy dokumentacji.
AURES w Algierze.
.
Formularze były w języku francuskim. Nie znałem
nazw poszczególnych pozycji prowiantu, więc
sporządzanie remanentów było prawdziwym horrorem.

Na
AURESIE Jugosłowianie powoli zaczęli znikać.

Trzeba powiedzieć o Algierii jedną ważną rzecz. We
wszystkich krajach Północnej Afryki żyją dwie
narodowości. Większość arabska i mniejszość
berberyjska tzw. Kabyle. To ludność pierwotna sprzed
zalewu arabskiego. Jest ich około 20-25%. Od wieków
są dyskryminowani. Podobne jak to jest w Europie z
Żydami. Jest im bardzo trudno awansować w
strukturach władzy, więc zrobili to, co u na Żydzi.
Opanowali wolne zawody, naukę i bankowość i z
reguły są lepiej wykształceni od Arabów. To był
zawsze naród wojowników. Słynni piraci berberyjscy
na Morzu Śródziemnym, bitne marokańskie oddziały
armii francuskiej świadczą o nich najlepiej. Gwardia
króla Maroko to także oni. Typ berberyjski różnie się
od arabskiego. Oczywiście przez wieki mieszali się z
Arabami także i są też wyznawcami islamu.
Ja z Mirko, jugosłowiańskim I oficerem.
.
Klasyczny Kabyl ma jaśniejszą, choć także smagłą skórę, często niebieskie, lub zielone oczy i jaśniejsze włosy.
Widziałem Kabylki łudząco przypominające Skandynawki. Arabowie zazdroszczą Kabilom wyższego poziomu
życia, a Kabyle traktują Arabów jak okupantów. Znane, krwawe  wydarzenia w Algierii z lat 90 miały właśnie
takie tło. Miałem, rzecz jasna, ich także w załodze. Wyróżniali się na ogół inteligencją, pracowitością i byli po
francuskich szkołach morskich.
.
W moim biurze.
Na pokładzie AURES w Algierze.

Bosman, Kabyl był jednym z najlepszych, z jakimi pływałem. Miał dobrą praktykę u znanego, francuskiego
armatora, „Delmas”. Bardzo lubiłem mojego 3 oficera o imieniu Hali. On wręcz nienawidził Arabów. Ze
zrozumiałych względów nie okazywał im tego.  Kiedyś u mnie w kabinie zaczął mi po cichu, do ucha śpiewać
jakąś pieśń. Po mojemu brzmiała jak typowo arabska. Wyjaśniał mi, że to o tym jak będą wyrzynać kiedyś
Arabów. Prowadził na statku kantynę.  Ja miałem prawo albo samemu to robić, albo powierzyć to jakiemuś
oficerowi Wybrałem jego. Oni mieli, tak jak wtedy w Polsce dodatek dewizowy do płacy w walucie narodowej.  
Tam też kurs oficjalny dirhema różnił się znacznie od kursu oficjalnego. W zależności od stanowiska mogli
wymienić określony procent pensji na dolary. Zarabiali jednak niewiele, więc kantyna była dla niego niezłym,
dodatkowym dochodem. To smutne, że niektórzy moi koledzy sami to robili. Chyba z chciwości. Hali miał 5%
od sprzedaży.

Innym Kabylem był I mechanik. Nosił takie same nazwisko jak dawny prezydent tego kraju, Bumedien.
Bardzo bystry i inteligentny chłopak, przed 30. Kiedy był ze mną, powołano go do wojska. Nadal pracował na
statku, tylko armia położyła łapę na jego pensji i wypłacała mu niewielki żołd. Dostał też mundur ich
marynarki wojennej. II Mechanik był Arabem. Stanowił zaprzeczenie wszystkiego co się o nich mówi. Był
niebywale pracowity i wybitny fachowiec.
.
Kabyle są też o wiele mniej zasadniczy w sprawach
religijnych.

Ramadan to totalne dezorganizacja życia w Algierii.  
Od świtu do zmierzchu nie wolno im jeść, ani pić.
Łatwo sobie wyobrazić, jak pracowali dokerzy w
tamtym upale. Statek stał miesiąc w Algierze. Niemal
codziennie przychodził jakiś ważniak z biura i kazał mi
ich poganiać.

Do Ramadanu przystąpiła cała załoga. Już po kilku
dniach zauważyłem jak Hali palił papierosa.
Zapytałem go, co z Ramadanem? Odpowiedział, że
Allach chyba za dużo od niego wymaga. Do końca
wytrwała mniejszość załogi.

Pewnego dnia wszedł do mnie ogromny mężczyzna w
policyjnym mundurze. Było to komendant policji
portowej, Szycha.  To rzadki przypadek, że Kabil tak
wysoko awansował. Usiadł i powiedział: „Wiesz
Captain. U nas jest wielkie święto”. Przytaknąłem.
„Daj mi karton Fanty i Coca-Coli dla moich dzieci. Nie
było wyjścia, dałem. Często mnie odwiedzał i się ze
mną zaprzyjaźnił.
W jakimś algierskim porcie na pokładzie AURES.
.
Podczas następnego postoju w Algierii już byłem przygotowany. Chciałem mu dać ten bakszysz, ale odmówił
przyjęcia. Powiedział, że wtedy było ich wielkie święto a teraz nie, a on nie jest dziadem. Nigdy niczego ode
mnie nie chciał, poza drinkami w mojej kabinie przy szczelnie zasłoniętych oknach.
   
W Porcie wszyscy go się bali i miał raczej złą sławę, ale mnie po prostu lubił. Kiedyś miałem konflikt z
załogantem, który miał wysoko postawionego brata w dyrekcji. Zaczął mnie szantażować.  Powiedziałem o
tym mojemu policjantowi. Na drugi dzień już go na statku nie było.

Do Algieru wszedł statek PŻM. Kapitanem był tam Zygmunt Ziółkowski, mój starzy kolega. Poszedłem go
odwiedzić i wysłuchać plotek z mojej macierzystej firmy. Zygmunt był bardzo zdenerwowany. Okazało się, że
aresztowano mu I oficera i że prawa jest bardzo poważna.

I oficer, którego zresztą znałem poszedł odwiedzić siostrę, która pracowała w tamtejszym uniwersytecie. W
sąsiedztwie cumował duży statek Ro-Ro, który przywiózł kilkaset Toyot, które stały zaparkowane nieopodal,
Miały one kluczyki w stacyjkach.  Port był znakomicie strzeżony, ale tylko na zewnątrz. Wewnątrz portu
panował niebywały bałagan. Sterty towarów, przemoknięte kartony z telewizorami i inne niezabezpieczone
dobra. Z portu jednak wynieść nic nie było można. Aby ułatwić pilnowanie portu były tylko nieliczne bramy,
Było do nich daleko. Algierczykom nie chciało się chodzić, więc, podwozili się tymi Toyotami. Powoli na placu
ich więc ubywało. Taki los spotykał wiele transportów samochodów przywożonych do Algieru. Wydaje mi się,
że one jakoś nielegalnie opuszczały port, ale na tyle nie wiem jak. Chief wracał późno na statek. Miał daleko
od bramy. Zobaczył stojącą Toyotę z tych, co koło nich wyładowali.  Pomyślał sobie, że odstawi auto
powrotem na parking i nie będzie musiał iść nocą tak daleko. Został jednak zatrzymany przez policję i
aresztowany. Miał postawiony zarzut, że jest szefem międzynarodowego gangu kradnącego samochody z
portu. Istotnie, Algierczycy nie mogli się doliczyć wielu samochodów przywiezionych do tego portu na
przestrzeni kilku lat. Sprawa wyglądała, więc groźnie.  Nagle otworzyły się drzwi i wszedł „mój” policjant.  
Spojrzał na mnie i krzyknął ma powitanie: „Captain my Best friend!”.

Odpowiedziałem mu, że zamknął mojego kolegę. Powiedział, że zatrzymany to wielki gangster. Powiedziałem,
że to niemożliwe, a także o tym, zresztą zgodnie z prawdą, że
chief wychowuje dwoje sierot z domu dziecka i
zapytałem, czy one mają tam wrócić?  Gliniarz autentycznie się wzruszył. Sam był bardzo rodzinnym
człowiekiem i kochał swoją rodzinę. Oczy mu się zaszkliły i po chwili powiedział, że zwolni
chiefa. Tak też
zrobił. Zapytałem go, czy sam nie będzie miał kłopotów? „ Nie”, odpowiedział. „Zatrzymamy sobie innego
szefa gangu.”
.
Wykorzystałem  znajomość problemu
narodowościowego w Algierii parę lat później, kiedy
byłem tam na statku PŻM. Było to w porcie Skigda na
wschodzie kraju. Także w Algierii  zauważona przeze
mnie swoista zasada geograficzna. Im dalej zna
wschód tym niższy poziom niemal pod każdym
większy nacjonalizm, religijność i tak dale, Widzimy to
tak ze w Polsce. Na zachodzie Oran,  najbardziej
liberalny port.  Można tam było przedstawić potrzebne
dokumenty po angielsku, choć woleli język francuski.
Po  środku Algier. Było już gorzej, ale jeszcze nie tak
źle. Składałem w tamtejszym sądzie tzw „Protest
Morski”. Napisałem go oczywiście po angielsku. Hali
przetłumaczył mi to na język francuski. Dokument
został przyjęty w tamtejszym sądzie. W Skigdzie było
inaczej. Wszystkie dokumenty musiały być po
arabsku. Listy załogi, celna i inne. Więc najpierw
tłumaczenie na francuski, a już w sądzie tłumaczyli to
na arabski. Podpisując dokument nie byłem więc
pewien, co podpisuję.

Na statek przyszła „czarna brygada” celników.
Zapowiadały się kłopoty.  
Steward kapitański i mój syn na AURES.
.
Ich szef siedział u mnie w biurze i nie wyglądał zachęcająco. Był bardzo niesympatyczny. Zauważyłem, że ma
niebieskie oczy. Zaryzykowałem.  Zapytałem czy jest Kabylem. Było to zagranie
va bank. Ożywił się i zapytał
skąd wiem. Odpowiedziałem, że Kabyle są  inteligentniejsi od Arabów i to widać. Gdybym nie trafił byłaby
bieda. Ale trafiłem w dziesiątkę. Kontrola celna zakończył się natychmiast i rozstaliśmy się w przyjaźni.

Zwróciłem uwagę, że załoga zwracając się do siebie często używa słowa „asma”. Spytałem Halego dlaczego
prawie wszyscy Algierczycy maja na imię Asma?  Roześmiał się i spytał mnie skąd u mnie taki pomysł.
Powiedziałem  mu, a on nadal śmiejąc się, wyjaśnił mi. Słowo to służy zwróceniu uwagi i odpowiada naszemu
„słuchaj”. Ale to się im bardzo spodobało  było później przedmiotem wielu żartów.

Z załogami algierskimi trzeba było się umiejętnie obchodzić Nic nie można było robić na siłę. Przekonało się o
tym kliku moich kolegów, którzy przenieśli metody z PŻM na statki CNAN. Był przypadek, że statek wrócił z
Europy i po wzięciu paliwa miał udać się na Daleki wschód. Część  załogi się spakowała, opuścili sobie
samowolnie „barkas”, czyli szalupę i pojechali do domu.

Po dobremu można było dużo osiągnąć i całkiem dobrze się pracowało. Algierczycy woleli nawet pracować z
cudzoziemskimi kapitanami, niż ze swoimi. Algierscy kapitanowie bardzo źle ich traktowali. Pomiatali nimi w
sposób u nas nie do przyjęcia. Kiedy schodziłem ze statku zmienił mnie algierski kapitan. Już na wstępie co
chwila wołał I oficera rycząc na korytarzach „Gonhoun!” Arabowie są często rasistami nie lubią czarnych. Ten
kapitan nawet nie usiłował tego ukryć. Mój kolega miał pecha bo pływał jako I oficer z algierskim kapitanem.
Wyzwiska, poniżanie, to była jego metoda. Pomijając to, że kradli na potęgę. Kiedy przyjeżdżała dostawa
prowiantu, bez żenady ładowali swoje samochody ile się zmieściło i wywozili do domu. Moim zdaniem wynika
to z niskiego poziomu cywilizacyjnego. My jesteśmy trochę lepsi, ale mnie to przypomina postępowanie
naszych polityków i urzędników wobec obywateli.
.
Miałem jednak potężne narzędzie wobec  łamiących
dyscyplinę Algierczyków. W Algierii przy tamtejszym
Urzędzie Morskim była Izba dyscyplinarna,
„Inscriptione de Maritime” (IM). Na statku kapitan
posiadał księgę. Podwójne, ponumerowane strony
przeznaczone do pisania przez kalkę. Po napisaniu
raportu o sprawie posyłało się oficera z tą księgą do
IM. Urzędnik kwitował odbiór na kopii i zachowywał
oryginał. Miało to ogromne znaczenie w awansach,
zdobywaniu wyższych dyplomów kwalifikacyjnych.
W skrajnych przypadkach można było stracić prawo
pływania. To działało! Szczególnie wobec oficerów.
Ja napisałem taki raport tylko raz. Chodziło o
narkomana. Kilkakrotnie natomiast korzystałem z tej
księgi jako straszaka. Wystarczyło że wezwany „na
dywan” załogant zauważył ta księgę u mnie na biurku.
Oficerowie bardzo często byli cudzoziemscy. Byli różni.
Jugosłowianie, Anglicy, Francuzi, z  Czarnej Afryki i
oczywiście my, Polacy.

Bardzo dobrze wspominam czarnych Afrykanów.
Dobrze wykształceni, zwykle po francuskiej szkole
morskiej, Kompetentni i zdyscyplinowani. I oficer
Gilbert Gonhoun z Beninu to  jeden z najlepszych
chiefów z jakimi pływałem.
Na AURES: mój syn, moja mama i mój steward.
       
Zgodnie z francuskim zwyczajem rządził całym statkiem niewiele zostawiając mi pola do popisu. To był
„second captain” całą gębą. Kiedy przejawiałem jakąś dowódczą inicjatywę, mówił: „Captain, Ty sobie usiądź,
a ja się tym zajmę.”  Bardzo to było wygodne!

II oficer z Togo Yaghi Kadetema. Czarny jak węgiel. W nocy, na mostku żartowałem: „Yaghi Ty się cały czas
śmiej, bo muszę widzieć zęby, żeby Cię nie stratować.”
Pochodził z jakiejś lokalnej elity w Togo. Pokazywał mi zdjęcia. Dom wyglądała na zamożny i zadbany. Miał
problem. Rodzice naciskali go, aby się ożenił. Mówił mi, że ma 2 kandydatki i nie wie która wybrać.
Pokazywał mi ich fotografie. Dwie hebanowe dziewczyny w narodowych, bardzo kolorowych strojach .
Spytałem dlaczego nie może się ożenić z obiema na raz. Niestety, jestem chrześcijaninem, odpowiedział. Po
jakimś czasie, już będąc w kraju, dostałem list od niego z fotografią z wesela na której był dopisek: „Ta!”.

Radiooficerem był obywatel brytyjski, pochodzący z Ghany. Miał żonę Angielkę. Bardzo go lubiłem, był
obowiązkowy i pracowity. Historyjka dotycząca rasizmu. Podczas postoju statku w Algierze czegoś od niego
potrzebowałem. Wszedłem do jego kabiny i zastałem go w towarzystwie dwóch czarnych kolegów, z innego
statku, którzy go odwiedzili. Przedstawił nas sobie i powiedział do nich. To jest mój kapitan, jest biały, ale
mnie dobrze traktuje, lub coś w tym rodzaju. Zdenerwowało mnie to. Powiedziałem, że rasizm siedzi w nich
samych i że mnie nie obchodzi ich kolor i rasa. Tak długo jak będą się wszystkim tłumaczyć ze swojego koloru
skóry ten pieprzony problem nie zniknie. Zrugałem go równo. W końcu przyznali mi rację.
Chief Gilbert Gonhoun i ja na pokładzie Aures.
Moja mama, mój syn i Gilbert Gonhoun na AURES.
   
CBAN był niemiłosiernie okradany, przez urzędników, kapitanów i Bóg jeden jeszcze wie przez kogo. Wtedy
dysponowali bardzo nowoczesną flotą, a byli ciągle pod kreską. Co jakiś czas wzywali kapitanów do biura i
zapowiadali walkę z korupcją. Co z tego, jak sami kradli. Porównując ich z moim macierzystym PŻM dochodzę
do wniosku, że to przypadłość wszystkich państwowych firm. Oczywiście nie da się porównać CNAN do PŻM.
Nie ta skala, ale problemy podobne. Stada urzędników, krzyżujące się kompetencje, klany rodzinne i
mnóstwo okazji do „zarobku”. W szczytowym okresie biurokracji w PŻM pracowało około 1000 urzędników.
Teraz jest znacznie mniej, ale nadal chyba nie odpowiada standardom światowym.

CNAN miał dwa niewielkie zbiornikowce, około 2500 DWT, służące do przewozu wina luzem. Woziły wina do
Francji i do ZSRR, na Morze Czarne. Miałem tam kolegów. Wina algierskie są znakomitej jakości. Były one
butelkowane we Francji i sprzedawane jako francuskie. Przy okazji dowiedziałem się jak dziadują pracownicy
polskiej ambasady. Przychodzili na statek z bańkami kanistrami prosząc o wino. Wiadomo, że jak na statku
jest 2,5 miliona litrów, to nie jest to jakiś wydatek, ale to było żenujące.

Moja przygoda z CNAB się skończyła i już tam nie wróciłem. Wpadłem z deszczu pod rynnę, okrętując na
statek
”Saudi Europe Lines”.

Zdjęcia pochodzą ze służbowego Polaroida (chyba, że zaznaczyłem inaczej), bo nie miałem wtedy na statku
własnego aparatu fotograficznego.
 
 

.
Opublikowano 26 marca 2019 r.


WERSJA PEŁNA
_________________________________________________________________________________________
Facta Nautica
dr Piotr Mierzejewski
-
 
Statki i okręty. Facta Nautica. Shioos and Wrecks.
 
     
 
Sztandary haftowane, szkolne  i strażackie