|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
- MORZE | MARYNARKA HANDLOWA | STATKI | OKRĘTY WOJENNE | WRAKI | MARYNARKA WOJENNA | ŻEGLUGA -
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wojciech T. Pyszkowski
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Praca na statku zorganizowana jest na tzw. wachtach. Podczas długich postojów wachta trwa 24 godziny, a potem dwa dni wolnego. Na postojach krótszych 12 godzin i 24 godziny wolne. A na postojach bardzo krótkich, utrzymuje się wachty morskie – 4 godziny na 8 godzin wolnego.
Oczywiście podczas przelotów między portami obowiązują wachty morskie. Na otwartym oceanie, czy morzu, przy dobrej pogodzie, wachty upływają spokojnie, wręcz monotonnie, i dłużą się. Na mostku jest oficer i marynarz wachtowy. Aby zabić czas, rozmawiają ze sobą. Tworzy się między nimi specyficzna więź. Oto moje wspomnienie jednej z nich.
Monotonnie upływają godziny wachty. Zwłaszcza w nocy dłuży się czas. Sterówka pogrąża się w mroku, a na twarzy wachtowego majaczy odblask żarówki kompasu. Statek pełznie, rozgrzebując miękką nawierzchnię – asfalt pomarszczony od ciepła księżyca. Jego światło oblewa pokład z podłużnymi cieniami bomów. Wyostrza linię, w której łączy się niebo z morzem. Stoję oparty o szot i wlepiam wzrok w wyraźnie zaznaczony widnokrąg. Ze wschodu nadbiega silny wiatr, rozsiewając przejrzystą plamę wodnego pyłu. Statek ciężko uderza dziobem w ruchome doliny i wypędza z wewnętrznej strony burt rwące potoki.
Lubię wzburzone morze. Wtedy znowu dostrzegam jego magnetyczne piękno. Ze zdwojoną siłą odczuwam łączącą mnie z nim więź. To tak, jakbym zdał sobie nagle sprawę z obecności kogoś bliskiego i powiedział: wiesz, cieszę się, że jesteś.
|
|
|
Ja przy sterze. Fotografia ze zbiorów Wojciecha T. Pyszkowskiego. -
|
Przede mną długi rejs. Nijakie doby, poszatkowane snem.
Stoję oparty o szot i pogrążam się w oczekiwaniu. Myślę o dniu, w którym zobaczę zarysy redy.
Idące ze wschodu chmury zakrywają naderwany księżyc. Okrągły zegar wydzwania godzinę drugą.
Zdejmuję kurtkę, staję sterze i odłączam na chwilę żyropilota.
Bardzo trudno jest odegnać natrętny sen. Przykleja się ciężko do powiek i ciągnie za rzęsy w dół. Przyćmione światełko z kompasu potęguje nastrój rozleniwienia.
Kołyszę się wraz z przechyłami statku. W kabinie została wygodna koja z otwartą książką na kocu. Znowu czytałem do ostatniej chwili i nie zdążyłem przed wachtą przymknąć oczu. Zawsze tak jest. Zaraz po kolacji kładę się z mocnym postanowieniem dłuższej drzemki. Gaszę górne światło i zapalam lampkę nad koją. Potem dochodzę do wniosku, że zostało do wachty jeszcze dużo czasu, więc sięgam po książkę. Książka jest bardzo ciekawa i w rezultacie czytam ją prawie do północy. Za piętnaście dwunasta przychodzi budzić wachtowy i do czwartej nad ranem żegnam się ze snem.
Nic więc dziwnego, że teraz z przyjemnością zamknąłbym oczy. Dobrym lekarstwem na odegnanie snu są w takim przypadku rozmowy. Sprzyjają temu spokój, ciemność i dwóch mężczyzn w sterówce. Chyba najczęstszym tematem stają się wspomnienia, szczególnie wtedy, kiedy statek znajduje się w powrotnej drodze. Narastająca tęsknota próbuje w ten sposób znaleźć spokojniejsze ujście. Człowiek uzmysławia sobie, że każdy dzień coraz szybciej przybliża moment zakończenia rejsu. Liczy pozostałe dni i staje się coraz bardziej niecierpliwy. Rozwaga i spokój, narzucone sobie na miesiące podróży, gwałtownie się kurczą. Tworzy się luka, która jest już tylko i wyłącznie oczekiwaniem.
Rozmawia się więc na przykład o psie:
|
„Mądre psisko. Takie, panie, zmyślne, że jak postawić przed nim pełną michę i powiedzieć – pilnuj, to zdechnie bestia, a nie ruszy. Jak przyjadę do domu, to od razu do moich kieszeni i węszy! Taki przyuczony…”
Albo:
„Mój pies musiał tragicznie zginąć. Był tak nieopanowany, że rzucał się na każdego przechodnia i na większe psy. Szczególnie nie lubił buldogów. Ktoś go w końcu kopnął i pękł mu żołądek. Szkoda psa…”
Lub:
„Na froncie radzieckim widziałem takie nieduże psy. Żołnierze używali ich jako siłę pociągową. Taki pies ciągnął wózek z nabojami, albo dostarczał pod ogniem amunicję do okopów. W ogóle nie przywiązywały się do człowieka. Raz wyleczyliśmy takiego z ran i poszedł! Nawet się nie obejrzał…”
Rozmawia się także o sprawach rodzinnych:
„Wie pan, dostałem niedawno mieszkanie, 40 m2. Mała kuchnia i dwa, bardzo ustawne pokoje. O, niech pan popatrzy, to tak wygląda…”
I wszyscy znikają w nawigacyjnej. Jest tam więcej światła i można swobodnie narysować plan. W sterówce pozostaje tylko sternik.
Albo:
„– Jak pan myśli, czy można już wysłać telegram, że będziemy w kraju pierwszego? – E, w żadnym wypadku. Za wcześnie, panie. Poczekaj pan, aż wyjdziemy z Morza Północnego. Wtedy już będzie wiadomo, kiedy zawiniemy i do jakiego portu. – Chyba do Szczecina. – Nie wiadomo. Może na przykład będzie mróz i zamarznie Zalew, albo nadejdzie silna mgła. Ja radzę jeszcze trochę z tym poczekać…”
Rozmawia się też o żonie. Jej przyjazd do portu urasta do rangi wyjątkowego wydarzenia i zabiera resztki spokoju. Wyklucza się możliwość zaistnienia jakiegokolwiek niespodziewanego przypadku. Ona MUSI przyjechać! Będzie stała na kei wśród czekających osób.
Rozmawia się również o innych swoich bliskich.
O samochodach i która benzyna jest tańsza lub lepsza.
O wszystkim, bez wyjątku. Nawet o najintymniejszych sprawach…
W ten sposób wachta mija o wiele szybciej.
|
Wojciech T. Pyszkowski
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Opublikowano 4 marca 2019
|
________________________________________________________________________________________
|
|
Facta Nautica dr Piotr Mierzejewski .
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|