Facebook Facta Nautica
Facta Nautica - Internetowy Magazyn Nautologiczny
   
-   MORZE   |   MARYNARKA HANDLOWA   |   STATKI   |   OKRĘTY WOJENNE   |   WRAKI   |   MARYNARKA WOJENNA   |   ŻEGLUGA   -
           
WSPOMNIENIA
       
         
         
 
-  WACHTA  -
 
 
  Wojciech T. Pyszkowski
   
 
           
Praca na statku zorganizowana jest na tzw. wachtach.
Podczas długich postojów wachta trwa 24 godziny, a
potem dwa dni wolnego. Na postojach krótszych 12
godzin i 24 godziny wolne. A na postojach bardzo
krótkich, utrzymuje się wachty morskie – 4 godziny na 8
godzin wolnego.

Oczywiście podczas przelotów między portami
obowiązują wachty morskie.  Na otwartym oceanie, czy
morzu, przy dobrej pogodzie, wachty upływają
spokojnie, wręcz monotonnie, i dłużą się. Na mostku jest
oficer i marynarz wachtowy. Aby zabić czas, rozmawiają
ze sobą. Tworzy się między nimi specyficzna więź.
Oto moje wspomnienie jednej z nich.

Monotonnie upływają godziny wachty. Zwłaszcza w nocy
dłuży się czas. Sterówka pogrąża się w mroku, a na
twarzy wachtowego majaczy odblask żarówki kompasu.
Statek pełznie, rozgrzebując miękką nawierzchnię –
asfalt pomarszczony od ciepła księżyca. Jego światło
oblewa pokład z podłużnymi cieniami bomów. Wyostrza
linię, w której łączy się niebo z morzem.
Stoję oparty o szot i wlepiam wzrok w wyraźnie
zaznaczony widnokrąg. Ze wschodu nadbiega silny wiatr,
rozsiewając przejrzystą plamę wodnego pyłu. Statek
ciężko uderza dziobem w ruchome doliny i wypędza z
wewnętrznej strony burt rwące potoki.

Lubię wzburzone morze. Wtedy znowu dostrzegam jego
magnetyczne piękno. Ze zdwojoną siłą odczuwam
łączącą mnie z nim więź. To tak, jakbym zdał sobie nagle
sprawę z obecności kogoś bliskiego i powiedział: wiesz,
cieszę się, że jesteś.
Ja przy sterze.
Fotografia ze zbiorów Wojciecha T. Pyszkowskiego.
-
Przede mną długi rejs. Nijakie doby, poszatkowane snem.

Stoję oparty o szot i pogrążam się w oczekiwaniu. Myślę o dniu, w którym zobaczę zarysy redy.

Idące ze wschodu chmury zakrywają naderwany księżyc. Okrągły zegar wydzwania godzinę drugą.

Zdejmuję kurtkę, staję sterze i odłączam na chwilę żyropilota.

Bardzo trudno jest odegnać natrętny sen. Przykleja się ciężko do powiek i ciągnie za rzęsy w dół. Przyćmione
światełko z kompasu potęguje nastrój rozleniwienia.

Kołyszę się wraz z przechyłami statku. W kabinie została wygodna koja z otwartą książką na kocu. Znowu
czytałem do ostatniej chwili i nie zdążyłem przed wachtą przymknąć oczu. Zawsze tak jest. Zaraz po kolacji
kładę się z mocnym postanowieniem dłuższej drzemki. Gaszę górne światło i zapalam lampkę nad koją. Potem
dochodzę do wniosku, że zostało do wachty jeszcze dużo czasu, więc sięgam po książkę. Książka jest bardzo
ciekawa i w rezultacie czytam ją prawie do północy. Za piętnaście dwunasta przychodzi budzić wachtowy i do
czwartej nad ranem żegnam się ze snem.

Nic więc dziwnego, że teraz z przyjemnością zamknąłbym oczy. Dobrym lekarstwem na odegnanie snu są w
takim przypadku rozmowy. Sprzyjają temu spokój, ciemność i dwóch mężczyzn w sterówce.
Chyba najczęstszym tematem stają się wspomnienia, szczególnie wtedy, kiedy statek znajduje się w powrotnej
drodze. Narastająca tęsknota próbuje w ten sposób znaleźć spokojniejsze ujście. Człowiek uzmysławia sobie, że
każdy dzień coraz szybciej przybliża moment zakończenia rejsu. Liczy pozostałe dni i staje się coraz bardziej
niecierpliwy. Rozwaga i spokój, narzucone sobie na miesiące podróży, gwałtownie się kurczą. Tworzy się luka,
która jest już tylko i wyłącznie oczekiwaniem.

Rozmawia się więc na przykład o psie:
„Mądre psisko. Takie, panie, zmyślne, że jak postawić przed nim pełną michę i powiedzieć – pilnuj, to zdechnie
bestia, a nie ruszy. Jak przyjadę do domu, to od razu do moich kieszeni i węszy! Taki przyuczony…”

Albo:

„Mój pies musiał tragicznie zginąć. Był tak nieopanowany, że rzucał się na każdego przechodnia i na większe
psy. Szczególnie nie lubił buldogów. Ktoś go w końcu kopnął i pękł mu żołądek. Szkoda psa…”

Lub:

„Na froncie radzieckim widziałem takie nieduże psy. Żołnierze używali ich jako siłę pociągową. Taki pies ciągnął
wózek z nabojami, albo dostarczał pod ogniem amunicję do okopów. W ogóle nie przywiązywały się do
człowieka. Raz wyleczyliśmy takiego z ran i poszedł! Nawet się nie obejrzał…”

Rozmawia się także o sprawach rodzinnych:

„Wie pan, dostałem niedawno mieszkanie, 40 m2. Mała kuchnia i dwa, bardzo ustawne pokoje. O, niech pan
popatrzy, to tak wygląda…”

I wszyscy znikają w nawigacyjnej. Jest tam więcej światła i można swobodnie narysować plan. W sterówce
pozostaje tylko sternik.

Albo:

„– Jak pan myśli, czy można już wysłać telegram, że będziemy w kraju pierwszego?
– E, w żadnym wypadku. Za wcześnie, panie. Poczekaj pan, aż wyjdziemy z Morza Północnego. Wtedy już będzie
wiadomo, kiedy zawiniemy i do jakiego portu.
– Chyba do Szczecina.
– Nie wiadomo. Może na przykład będzie mróz i zamarznie Zalew, albo nadejdzie silna mgła. Ja radzę jeszcze
trochę z tym poczekać…”

Rozmawia się też o żonie. Jej przyjazd do portu urasta do rangi wyjątkowego wydarzenia i zabiera resztki
spokoju. Wyklucza się możliwość zaistnienia jakiegokolwiek niespodziewanego przypadku. Ona MUSI przyjechać!
Będzie stała na kei wśród czekających osób.

Rozmawia się również o innych swoich bliskich.

O samochodach i która benzyna jest tańsza lub lepsza.

O wszystkim, bez wyjątku. Nawet o najintymniejszych sprawach…

W ten sposób wachta mija o wiele szybciej.

Wojciech T. Pyszkowski
                   
        Opublikowano 4 marca 2019
________________________________________________________________________________________
Facta Nautica
dr  Piotr Mierzejewski
.
           
 
Statki i okręty. Facta Nautica. Shioos and Wrecks.
 
           
 
Sztandary haftowane, szkolne  i strażackie
 
           
 
Skok przez Atlantyk
KOPALNIA MYSŁOWICE
Mój pierwszy statek
Wyjście w morze
Początki w PSM
Kandydatka na
DARZE POMORZA
Marynarskie wigilie
Wachta
Jak zostałem Drugim