Udział ORP RYŚ w kampanii wrześniowej 1939 roku wg Edmunda Kosiarza (1958)
|
|
|
ORP RYŚ w 1931 roku w stoczni w Nantes. Fotoreportaż z budowy okrętu tutaj.
|
|
|
|
|
Działo kalibru 100 mm ustawione przed kioskiem. Więcej fotografii z działem RYSIA tutaj.
|
bowiem wskutek zniszczonej izolacji kabla idącego od prożektora nie działała sonda, a nowoczesny w ówczesnych warunkach peryskop Zeissa na skutek nieszczelności nie nadawał się do wykorzystania, w związku z czym zamieniono go na stary peryskop francuski o złych właściwościach optycznych.
Do omówionych braków należy dodać jeszcze jeden — brak aparatów podsłuchowych, nie tylko zresztą na RYSIU, ale także na WILKU i ŻBIKU. Był on bodajże najważniejszy w technicznym wyposażeniu okrętów, ponieważ utrudniał im obronę przed atakami ścigaczy. Okręty podczas ataków ścigaczy zmuszone były działać na „ślepo", gdyż peryskopu w takich warunkach nie można było wystawić na powierzchnię. W istniejących relacjach oficerowie okrętowi stwierdzają, iż dowództwo dywizjonu kilkakrotnie wskazywało konieczność zamontowania tych aparatów na WILKU, RYSIU i ŻBIKU, jednak dowództwo floty zwlekało z tą sprawą aż do wybuchu wojny.
W SEKTORZE
W chwili wybuchu wojny RYŚ bazował na Helu. Po godzinie piątej rano dowódca okrętu kmdr ppor. Grochowski otrzymał rozkaz natychmiastowego wyjścia w morze do oznaczonego sektora i oczekiwania tam na dalsze rozkazy. Okręt natychmiast opuścił port, bezpośrednio po tym zanurzył się, aby niepostrzeżenie zająć swe miejsce, położone zgodnie z planem ,,Worek" w rejonie oddalonym o kilka mil na północo-wschód od cypla Półwyspu Helskiego. W czasie przejścia dowódca okrętu wykrył przez peryskop cztery jednostki przeciwnika. Szły razem, zmiennymi kursami, w odległości 5—7 Mm od Helu. Nie mając jednak oficjalnego powiadomienia o rozpoczęciu wojny, nie można ich było atakować.
W porównaniu z innymi okrętami RYŚ najwcześniej zajął swój sektor, który znajdował się najbliżej Helu. Po zajęciu pozycji otrzymał pierwsze radiogramy z dowództwa floty, nadane do wszystkich okrętów podwodnych. Pierwszy, otrzymany o godz. 10.45, zawierał ostrzeżenie, aby nie wynurzać się na powierzchnię i nie narażać się na ataki lotnicze, drugi zaś, odebrany przez Rysia dopiero o godz. 15.00, a więc najpóźniej w porównaniu z innymi okrętami, zawierał oficjalną wiadomość o rozpoczęciu wojny i rozkaz przystąpienia do wykonania planu ,,Worek". RYŚ, podobnie jak i inne okręty, miał torpedować jednostki nieprzyjaciela od klasy niszczyciela wzwyż, uzbrojone statki transportowe oraz jednostki idące w konwojach. Statki handlowe mogły być topione po zapewnieniu załodze możliwości ratunku. Zadanie to nie wróżyło RYSIOWI sukcesu. Okręt bowiem przebywał w sektorze położonym w pobliżu Helu, na konwoje nieprzyjaciela nie mógł więc liczyć, a szansa zaatakowania niszczyciela, idącego zazwyczaj dużą szybkością i zygzakami, zdarza się rzadko.
Około godz. 15.00. bezpośrednio po otrzymaniu oficjalnej wiadomości o rozpoczęciu wojny, dowódca RYSIA wykrył dwa niszczyciele i cztery trałowce przeciwnika. Odległość do nich była jednak zbyt duża na dokonanie ataku. Po wydarzeniu tym nastąpił spokój. Po zapadnięciu zmroku okręt przeszedł do miejsca ładowania akumulatorów, położonego na północ od sektora, poza 55 równoleżnikiem. Noc minęła bez wydarzeń.
PIERWSZE ATAKI
Nad ranem 2 września RYŚ powrócił do swego sektora. O godz. 04.30 zanurzył się na głębokość peryskopową i rozpoczął obserwację. Jednak — jak już zaznaczyłem przy opisie akcji bojowej SĘPA — warunki hydrometeorologiczne w drugim dniu wojny sprzyjały raczej nieprzyjacielowi. Słaby wiaterek, o sile 1°B, lekko marszczył powierzchnię zatoki. Niebo było czyste, a widzialność nadzwyczaj dobra. W takich warunkach wystawienie peryskopu groziło szybkim wykryciem okrętu podwodnego. Ponadto ułatwionę zadanie miały samoloty przeciwnika, gdyż z góry, przy dobrej pogodzie, łatwo jest spostrzec zanurzony na niewielkiej głębokości okręt. Drugi dzień wojny nie wróżył więc nic dobrego.
Przewidywania sprawdziły się. Już o godz. 08.30 oficer wachtowy spostrzegł przez peryskop nadlatujący samolot przeciwnika. Na szczęście nie wykrył on RYSIA. W czterdzieści minut później, o godz. 09.10, nad okrętem przeleciał drugi samolot, jednak i ten nie spostrzegł stojącej bez ruchu jednostki. Lecz — jak to mówią — do trzech razy sztuka...
Była godz. 09.35. RYŚ spokojnie przebywał na głębokości peryskopowej, gdy nagle za rufą jego nastąpiły silne wybuchy. Atak był zaskoczeniem dla załogi RYSIA, gdyż chwilę przed wybuchami pierwszych bomb oficer wachtowy obserwował przez peryskop horyzont oraz niebo i nic nie spostrzegł. Wodnosamoloty zrzuciły 5 bomb, po czym odleciały. Wybuchy nie wyrządziły okrętowi żadnych szkód. Lecz na tym się nie skończyło.
Drugi atak nastąpił o godz. 11.35. Marynarze polscy i tym razem zostali zaskoczeni. Samoloty zrzuciły cztery bomby. Dwie z nich upadły po lewej burcie, a dwie za rufą. Po wybuchu bomb RYŚ zwiększył głębokość i zaczął manewrować na zmiennych kursach. Wodnosamoloty nieprzyjaciela wciąż jednak krążyły nad nim, a ponadto zawiadomiły okręty nawodne o miejscu jego przebywania. Bombardowanie okrętu nie ustawało. Kolejne ataki nastąpiły o godz. 12.40, 12.45, 13.30, 14.00, 14.50, 18.30 i 18.45. Ostatnie cztery ataki wykonały już ścigacze okrętów podwodnych. Ogółem wodnosamoloty i ścigacze zrzuciły 26 bomb. RYŚ przez cały czas manewrował w zanurzeniu na dużej głębokości. Dowódca nie mógł uniknąć ataków, ponieważ nie mając aparatów podsłuchowych manewry wykonywał na ,,ślepo". Trudno mu było zorientować się co się dzieje na powierzchni. Pod wieczór, o godz. 18.45, ataki ustały. Po upływie 35 minut, o godz. 19.20, kmdr ppor. Grochowski zdecydował się zmniejszyć zanurzenie i podnieść peryskop. W odległości około 2000 m za rufą spostrzegł ścigacz hitlerowski. Szedł on kursem równoległym do kursu RYSIA. Okręt natychmiast zwiększył głębokość i po kilku minutach zatrzymał się. Ścigacz hitlerowski przeszedł nie wykrywając go. Uniknięcie kolejnego ataku RYŚ mógł zawdzięczać jedynie zapadającemu zmrokowi, gdyż wskutek bombardowania nadwyrężone zosłały balasty, z których wydostawała się na powierzchnię ropa. Za śladem pozostawionym przez nią szedł ścigacz nieprzyjacielski, lecz po zapadnięciu zmroku zgubił go. Sytuacja RYSIA zaczęła się komplikować. Pogarszał ją zły stan peryskopu wachtowego, który już po kilku godzinach przebywania na większej głębokości nie dawał obrazu na skutek zamglenia.
PLAN POSTAWIENIA MIN
Podczas gdy RYŚ atakowany był nieustannie przez wodnosamoloty i okręty nieprzyjaciela, dowództwo dywizjonu okrętów podwodnych, przebywające na Helu, przystąpiło do opracowania planu postawienia min. Plan ten z taktycznego punktu widzenia zasługuje na uwagę.
Prace nad planem rozpoczęto 2 września. Tegoż dnia w godzinach rannych dowódca floty kontradmirał Unrug zawiadomił dowódcę dywizjonu okrętów podwodnych kmdra Mohuczego o zaniechaniu przeprowadzenia planowanej operacji minowej przez stawiacz min GRYF i trałowce, polecając mu jednocześnie opracowanie planu postawienia min z okrętów podwodnych typu „Wilk". Okręty te, — jak już wspomniałem — posiadały jedynie po 20 min, chociaż pełny zapas, jaki mogły zabrać, wynosił 40 sztuk. Ogółem okręty podwodne miały więc 60 min. Planowano je wykorzystać przeciwko dużym okrętom nieprzyjaciela, które usiłowałyby zbliżyć się do Helu i ostrzeliwać go z morza.
Plan opracowany przez dowódcę dywizjonu okrętów podwodnych przewidywał, iż zagrody postawione zostaną w zasięgu ognia baterii helskiej, która powinna ochraniać je przed wytrałowaniem. RYŚ miał postawić miny w odległości 8—10 Mm na północo-wschód od cypla helskiego, ŻBIK w takiej samej mniej więcej odległości na wysokości Jastarni, a WILK na linii Hel —Wisłoujście. Taki układ zagród minowych stanowiłby dla nieprzyjaciela poważną przeszkodę, ponieważ były to rejony najbardziej uczęszczane przez hitlerowskie okręty bojowe i transportowce.
Trzeba więc stwierdzić, iż plan postawienia zagród minowych był na ogół słuszny. Jednak praktyczna jego realizacja nie przyczyniła się, jak wykazały późniejsze działania, do znacznego poprawienia sytuacji, ponieważ prawdopodobieństwo zderzenia się hitlerowskich okrętów z minami było stosunkowo małe ze względu na duże odległości (ponad 400 m) między poszczególnymi minami.
|
|
|
|
W PIERŚCIENIU HITLEROWSKICH OKRĘTÓW
Trzeci dzień wojny upłynął RYSIOWI spokojnie, choć o los jego dowództwo floty zaczęło poważnie się niepokoić. Otóż podczas dnia na punkcie obserwacyjnym na Helu usłyszano kilka wybuchów, których odgłos dochodził z kierunków działania polskich okrętów podwodnych. Po wybuchach radiostacje Helu podsłuchały dwa radiogramy nadane przez hitlerowskie okręty, które meldowały o wykryciu i atakowaniu polskich jednostek. Na podstawie tych danych dowództwo dywizjonu okrętów podwodnych sądziło, iż okręty polskie faktycznie zostały zaatakowane przez jednostki nawodne i samoloty hitlerowskie. Pod uwagę brano przede wszystkim RYSIA. W rzeczywistości jednak w dniu 3 września do zachodu słońca ani jeden z okrętów polskich nie został zaatakowany. Okręty hitlerowskie wykryły z pewnością przy pomocy stacji hydrolokacyinych jakieś wraki lub inne przedmioty na dnie i obrzuciły je bombami.
W przeciwieństwie do dnia, noc z 3 na 4 września obfitowała w wydarzenia o dużej wadze dla okrętu. Była to w ogóle ciężka noc dla polskich okrętów podwodnych, gdyż dwa z nich — SĘP i RYŚ poddane zostały ciężkiej próbie bojowej. W porównaniu do SĘPA załoga RYSIA znalazła się w znacznie trudniejszej sytuacji, ponieważ okręt jej nie posiadał aparatów podsłuchowych.
Początkowo nie zanosiło się na coś poważnego. RYŚ, podobnie jak w poprzednich dniach, wieczorem 3 września, bezpośrednio po nastaniu zmroku, wyszedł na powierzchnię i przeszedł do wyznaczonego mu rejonu ładowania baterii akumulatorów. Czynność ta trwała do północy, po czym okręt zygzakiem rozpoczął podążać do swego sektora. Noc była jasna, księżycowa. Wzburzone podczas dnia morze uspokoiło się. Na okręcie wzmożona czujność, gdyż widzialność była stosunkowo dobra, a przez rejon, w którym znajdował się RYŚ, często przechodziły ścigacze nieprzyjaciela. Sytuacja skomplikowała się dopiero po północy. O godz. 01.15 obserwatorzy wykryli za rufą RYSIA jasno oświetlony okręt.
|
ORP RYŚ podczas przemarszu na powierzchni morza. Fotografia z roku 1931 lub 1932.
|
 |
|
Biało-czerwona bandera na ORP RYŚ. Fotografia wykonana w 1931 lub 1932 roku, prawdopodobnie u wybrzeży Francji.
|
"JESTEM ZMUSZONY WEJŚĆ DO PORTU"
Kmdr ppor. Grochowski skierował okręt na Hel w celu zbadania balastów i usunięcia nieszczelności, przez które wyciekała ropa. W południe RYŚ był już w pobliżu latarni helskiej. Szedł nadal w zanurzeniu na głębokości peryskopowej. Radiotelegrafiści RYSIA próbowali nawiązać łączność radiową z radiostacją dowództwa floty, jednak ta nie odpowiadała na sygnały rozpoznawcze. Wejście do portu bez uprzedniego powiadomienia było przedsięwzięciem zbyt ryzykownym. Dowódca RYSIA postanowił więc wynurzyć okręt na powierzchnię i nawiązać łączność optyczną z punktem obserwacyjnym. Tak też uczynił. Po wynurzeniu sygnaliści RYSIA wysłali do dowództwa sygnał z prośbą o zezwolenie wejścia do portu. Odpowiedzi nie otrzymano, ponieważ w tym czasie z rejonu Zatoki Puckiej nadleciał hitlerowski samolot. RYŚ zmuszony był natychmiast zanurzyć się.
Wobec trudności w nawiązaniu łączności dowódca postanowił skierować okręt do Jastarnii i tam przeczekać w zanurzeniu do nocy. Po nastaniu ciemności miał zamiar udać się pod Gotland, gdzie spodziewał się znaleźć miejsce, w którym można by siłami załogi usunąć nieszczelność balastów. Zamiaru tego nie mógł jednak zrealizować. RYŚ bowiem o godz. 16.30, leżąc na dnie na głębokości 37 m w pobliżu latarni Jastarnia, został dwukrotnie zaatakowany przez dwa wodnosamoloty. Podczas tych ataków wodnosamoloty zrzuciły 8 bomb, które wybuchły w pobliżu okrętu, powodując jeszcze większe nieszczelności balastów. O przejściu okrętu w takim stanie do wyspy Gotland nie mogło być mowy.
Wieczorem RYŚ wynurzył się i rozpoczął ładowanie baterii akumulatorów. Po kilku minutach czynność tę przerwano, gdyż obserwatorzy spostrzegli w odległości około 2500 m dwa hitlerowskie ścigacze. Jednostki nieprzyjacielskie szły wprost na RYSIA. Wykonano więc szybkie zanurzenie. Dłuższe pływanie w zanurzeniu było jednak niemożliwe, ponieważ baterie akumulatorów zostały rozładowane podczas dnia.
W takiej sytuacji dowódca RYSIA postanowił wprowadzić okręt do portu na Helu.
RYŚ zbliżył się do portu o północy i nawiązał łączność z punktem obserwacyjnym, nadając sygnał: ,,Jestem zmuszony wejść do portu." Jednak zezwolenia na wejście nie otrzymał. Punkt obserwacyjny przekazał bowiem otrzymany sygnał do dowódcy dywizjonu okrętów podwodnych, a ten polecił odpowiedzieć RYSIOWI, iż wejście do portu jest niebezpieczne ze względu na leżące w nim wraki zatopionych jednostek polskich. Dowódca dywizjonu rozkazał, aby RYŚ oczekiwał na redzie na przybycie motorówki. Sygnaliści RYSIA — jak stwierdza w swojej relacji dowódca okrętu kmdr ppor. Grochowski — sygnału tego nie odebrali. Dowódca RYSIA, obawiając się dłuższego przebywania na redzie, postanowił bez zezwolenia wprowadzić okręt do portu. Tak też uczynił.
RYŚ NA HELU
Po północy RYŚ zacumował przy wewnętrznym molo portu helskiego. Po rzuceniu cum na pokład przybył dowódca dywizjonu kmdr por. Mohuczy w celu wysłuchania meldunku i dokonania przeglądu okrętu oraz załogi. Po dokonaniu przeglądu dowódca dywizjonu polecił dowódcy RYSIA natychmiast wyprowadzić okręt z portu, wypuścić ropę z uszkodzonych balastów w rejonie Zatoki Gdańskiej, a następnie skierować się do wybrzeży Szwecji, gdzie załoga mogłaby odpocząć po ciężkich warunkach patrolowania. Kmdr ppor. Grochowski, znając sytuację, oświadczył jednak, iż przerwanie się z uszkodzonymi balastami przez blokujące Półwysep Helski jednostki hitlerowskie jest niemożliwością. Następnie poprosił dowódcę dywizjonu o zezwolenie na jednodniowy postój w porcie, podczas którego mógłby przynajmniej prowizorycznie usunąć uszkodzenia. Prośbę swą dowódca okrętu uzasadniał także całkowitym wyczerpaniem fizycznym załogi. Dowódca dywizjonu nie podjął decyzji, postanawiając całą sprawę przekazać do rozstrzygnięcia dowódcy floty. Okręt na razie zanurzono, pozostawiając na powierzchni jedynie kiosk
.Dowódca floty kontradmirał Unrug po zapoznaniu się z sytuacją na RYSIU postanowił zwołać konferencję kompetentnych oficerów, którzy mieli wyrazić swoje poglądy dotyczące ewentualnego zatrzymania okrętu w porcie. Na konferencji zdania były podzielone. Niektórzy oficerowie wyrażali pogląd, iż okręt powinien natychmiast opuścić port, gdyż pobyt jego naraża obrońców Helu na niebezpieczeństwo bombardowań lotniczych. Inni natomiast uważali, iż wyjście okrętu w morze z uszkodzonymi balastami grozi zatopieniem w związku z czym radzili go dobrze zamaskować i usunąć nieszczelności. Oficerowie ci jako jedną z zasadniczych trudności, uniemożliwiającą wyjście okrętu w morze, przytaczali fakt zupełnego wyczerpania fizycznego załogi. Trudności tej nie można było usunąć. Jedynym wyjściem byłoby obsadzenie okrętu przez kompletną załogę zapasową, lecz niestety, takiej nie było, gdyż etatowa załoga zapasowa składała się wyłącznie z młodych marynarzy i służyła tylko do uzupełnienia pojedynczych specjalistów, a ponadto już w drugim dniu wojny została włączona w skład poszczególnych oddziałów broniących Helu. Ostatecznie wynikiem konferencji była decyzja dowódcy floty pozostawienia okrętu w porcie. Okręt miano zanurzyć aż do włazu kiosku, a wszystkie wystające części zamaskować matami. Czynności te wykonała załoga, którą następnie przeniesiono na ląd dla odpoczynku.
|
|
|
 |
|
Otwarty właz ORP RYŚ - fotografia z wnętrza okrętu wykonana w 1931 lub 1932 roku.
|
 |
 |
|
|
________________________________________________________________
- FACTA NAUTICA - dr Piotr Mierzejewski, hr. Calmont
|
|
|