Statki polskie
m/s STANISŁAW DUBOIS
-  Drobnicowiec - Typ B-41 - Polskie Linie Oceaniczne  -
Tonie polski statek m/s STANISŁAW DUBOIS   -  9 kwietnia 1981 roku.

M/s STANISŁAW DUBOIS  był drobnicowcem typu B-41 zbudowanym w roku 1965 w Stoczni Gdyńskiej dla Polskich Linii
Oceanicznych
. Eksploatowany był przez PLO od roku 1965 do zatonięcia w 1981. Okoliczności zatonięcia statku opisało MORZE
w 1981 roku. Tekst ten w całości zamieszczam poniżej:

Kolizja radarowa — tak zwykło się nazywać podobne przypadki. Przy
niezbyt dobrej widoczności obaj uczestnicy zderzenia widzieli się
przez jakiś czas na ekranach swych radarów. I usiłowali bezpiecznie
się wyminąć, wykonując odpowiednie manewry oraz interpretując  -
wydawało im się, że prawidłowo - manewry tego drugiego. I mimo to
2 kwietnia wczesnym ranem, w odległości 5 i pół mili na południowy
zachód od boi
Terschelling Bank na Morzu Północnym, nastąpiło
zderzenie motorowca  PLO
STANISŁAW DUBOIS z sudańskim
frachtowcem
OMDURMAN.
Postawowe dane techniczne m/s NOWA HUTA
Pojemność
5729 BRT, 3126 NRT
Nośność
9657 DWT
Prędkość
16,9 węzłów
Wymiary
152,51 x 19,4 x 7,7 m
Napęd
Silnik spalinowy 5299 kW
Ilość pasażerów
?
Załoga
?
Gruszkowy dziób sudańczyka uderzył w lewą burtę polskiego statku, pomiędzy drugą i trzecią ładownią. Gruszka wbiła się głęboko
w część podwodną, a dziób zmiażdżył kontenery na pokładzie i masztówkę, opierając się aż o maszt. Przez potężny otwór do
wnętrza kadłuba
DUBOIS zaczęła się wdzierać woda. Ogłoszono alarm sza!upowy. Zawezwano ratowników.

STANISŁAW DUBOIS, dowodzony przez kapitana Michała Zembalskiego, podążał z ładunkiem drobnicy, z Gdyni do Wietnamu. Po
drodze zawinął do Hamburga.  W   momencie   wypadku zmierzał do kolejnego portu podróżnego, ktorym miała być Antwerpia. Nie
dopłynął...

Izba Morska przesłucha świadków, zbada dokumenty, odtworzy przebieg wypadków poprzedzających kolizję, orzeknie o winie. Do
tego czasu informację o samym zderzeniu uznać trzeba za wyczerpaną. Drugi etap sprawy rozpoczął się z chwilą dobicia do burty
STANISŁAWA DUBOIS holenderskiego holownika ratowniczego, SMIT LLOYD 107. Była godzina 9 rano. Podłączono pompy,
rozpoczęto holowanie statku w pobliże brzegu. Przybył drugi holownik ratowniczy do pomocy. Wieczorem osadzono
DUBOIS na
przybrzeżnej mieliźnie i wzmożono wypompowywanie wody, która poczuła się wdzierać także do pierwszej ładowni. W piątek
trwało dalsze holowanie, w sobotę rano ciężko ranny frachtowiec dowleczony został na redę Rotterdamu. Załodze wydało się. że
to już koniec najcięższych przeżyć.

Problem wyłonił się w związku z karbidem, który znajdował się w ładowniach
DUBOIS, w ogólnej ilości blisko 1000 ton. Łącząc się
z wodą mógł ewentualnie spowodować wybuch o groźnych skutkach dla otoczenia. Zarówno Rotterdam, jak i inne porty w tym
rejonie odmówiły przyjęcia statku celem rozładowania go. Obawiano się wybuchu, zatonięcia statku przy nabrzeżu,   ewentualnych
strat, skażenia środowiska naturalnego. Trudne rozmowy trwały długo, bo aż do godzin popołudniowych we wtorek, 7 kwietnia. W
międzyczasie, w niedzielę i poniedziałek, odesłano do kraju większość załogi. Na statku pozostało jedynie 12 osób m.in. d!a obsługi
siłowni, która - w pełni sprawna - wspomagała statki ratownicze.

Działalność holenderskich ratowników trwała bez przerwy. Polegała ona przede wszystkim na pompowaniu wody z pierwszej
ładowni, dzięki czemu statek nie tracił pływalności. Koszty ratownictwa, liczone w dolarach, rosły w sposób zastraszający. Był to
ważny czynnik, wpływający na potrzebę podjęcia możliwie szybkiej decyzji. Nadeszła ona wreszcie, w postaci depeszy podpisanej
przez dyrektora naczelnego PLO. Polecał on kapitanowi zatopić
STANISŁAWA DUBOIS wraz z ładunkiem. w miejscu  
wskazanym przez władze holenderskie. Jednocześnie dyrektor Grembowicz wyrażał uznanie dla postawy załogi, która zrobiła
wszystko co w jej mocy. aby ocalić swój statek.

Trudna decyzja i bardzo trudne jej wykonanie. Nastąpiło ono w miejscu odległym o 120 mil od Rotterdamu, na skraju szel-fu
kontynentalnego, gdzie znajduje się cmentarzysko wraków i wysypisko amunicji pozostałej z ubiegłej wojny.
STANISŁAW
DUBOIS
dotarł tam równo w tydzień po kolizji — w czwartek 9 kwietnia w godzinach porannych. Towarzyszyły mu liczne holowniki
i statki ratownicze oraz holenderski okręt wojenny. który pilnował, aby wyrok został wykonany zgodnie z ustaleniami. Pojawił się
też polski holownik ratowniczy
KORAL, który przyholował właśnie barkę do Rotterdamu i został skierowany telexem do
dyspozycji kapitana Zemhalskiego.

Kapitan
KORALA Edward Goc przypuszczał, że chodzi o ratownictwo i miał przygotowany sprzęt oraz pompy, aby przejąć od
Holendrów
DUBOIS i próbować dotrzeć z nim choćby do kraju. Holenderski patrolowiec nie pozwolił jednak na zbliżenie się do
statku, motywując to niebezpieczeństwem wybuchu. W tym czasie holenderskie bunkierki cumowały do burty
DUBOIS,
pobierając część zbytecznego mu już paliwa. Szalupa z
KORALA podeszła do statku i rozpoczęto ładowanie na nią rzeczy
osobistych załogi, dokumentów oraz sprzętu nawigacyjnego. Zabrała rownież 7 dalszych ludzi z załogi
DUBOIS. Na pokładzie
pozostali: kapitan, l oficer oraz trzech mechaników.

Ewakuacja została zakończona około godziny 14.00. Zwrócono się do Holendrów, aby przerwali ratownictwo. Zdjęli pompy i sprzęt,
rzucili hole. O godzinie 15.20 kapitan Zembalski wydał najtrudniejszą decyzję w swej dotychczasowej karierze. Polecił
mechanikom otworzyć kingstony. Wyłączono agregaty, zgasło światło. W dziesięć minut później na statku opuszczona została    
biało-czerwona bandera. Zwlekano jeszcze. Motorówka z silnikiem na chodzie stała przy sztormtrampie, aż do momentu
upewnienia się, że statek zaczyna wyraźnie tonąć. Była godzina 15.50 kiedy kapitan Zembalski jako ostatni opuszczał pokład
STANISŁAWA DUBOIS.

Najpierw nie działo się pozornie nic. Przez kilkanaście minut wydawało się, że
DUBOIS będzie tak tkwić na tym cmentarzysku,
wbrew prawom fizyki, na przekór wyrokowi. Aż wreszcie drgnął, zanurzył się dziobem i zaczął coraz szybciej tonąć, jakby
etapami, w miarę poddawanie się ciśnieniu kolejnych grodzi.

Na
KORALU opuszczono do pół masztu banderę, rykiem syreny żegnano tonący statek. Marynarze z DUBOIS, zgromadzeni przy
burcie, patrzyli i płakali. Holendrze również oddali salut, lecz myśleli raczej o tym, czy by się nie udało czegoś odratować z
bezpańskiego, opuszczonego wraku.

Lecz było już za późno. Rufa
DUBOIS wzniosła się wysoko w górę, ster i śruba powędrowały ku niebu. Z hukiem spadały pokrywy
luków, urywały się niczym monstrualne korki puste kontenery. Grzmot detonacji - to trzasnęła gródź między maszynownią a
czwartą ładownią. Statek zaczął coraz szybciej schodzić pod wodę. Jeszcze zatrzymał się na kolejnej grodzi, jeszcze dwie-trzy
minuty opierał się zagładzie skrajnik rufowy. I już ... Była godzina 16.27.

Tekst powyższy, sygnowany literami J.M., ilustrowany fotografiami wykonanymi przez Czesława Knabbe, stewarda z KORALA, ukazał się  
                                                                                                                                   w majowym numerze MORZA z 1981 roku.
________________________________________________________________  

-
FACTA   NAUTICA -
dr Piotr Mierzejewski, hr. Calmont
Obejrzyj kolekcję starych pocztówek, z których większość ma ponad 100 lat !!!
-   MARYNARKA WOJENNA     -     STATKI     -     OKRĘTY     -     WRAKI    -    MARYNARKA HANDLOWA     -